Polskie biogazownie rolnicze są realnie zagrożone bankructwem. Krótkoterminowe rozwiązanie, jakim jest system żółtych certyfikatów, zaprojektowany do 2018 roku, sprawy kompleksowo nie rozwiązuje.
Opóźnienia w ustawie o OZE, nad którą prace rozpoczęły się prawie 4 lata temu i opracowanie nowego systemu wsparcia spowodowały zmianę zasad, na jakich funkcjonowały biogazownie. Dodatkowym czynnikiem, który negatywnie wpłynął na działanie i rentowność inwestycji, było zamieszanie na rynku certyfikatów.
Obecnie ok. połowa z 40 biogazowni istniejących w Polsce jest na skraju bankructwa. Co gorsza, wielkie koncerny energetyczne, takie jak Enea, Tauron i PGE nie są specjalnie zainteresowane inwestowaniem w ten sektor OZE.
Przegłosowana w styczniu tego roku nowelizacja ustawy Prawo energetyczne, przywraca system wsparcia dla tzw. wysokosprawnej kogeneracji, czyli m.in. żółte certyfikaty dla biogazowi rolniczych, które mają obowiązywać do 2018 roku.
Żółte certyfikaty przysługiwały m.in. instalacjom energetycznym, które produkowały energię z biogazu oraz biogazowniom rolniczym. Ich sprzedaż w ubiegłym roku gwarantowała przychód na poziomie 129 zł za każdą MWh wyprodukowanej energii elektrycznej.
Wygaśnięcie tej formy wsparcia stało się przyczyną potężnego kryzysu branży biogazowni w Polsce.
Formuła żółtych certyfikatów budzi, niestety, wątpliwości Komisji Europejskiej, która chce ocenić zgodność całego systemu wsparcia dla kogeneracji w kontekście unijnego prawa.
W tej sytuacji, gdyby okazało się, że system ten jest jednak niedozwoloną pomocą publiczną, właściciele firm będą musieli zwrócić zyski, jakie osiągnęli z żółtych certyfikatów. Sytuacja nie będzie wszakże beznadziejna, gdyż państwo polskie wzięło na siebie, w takich okolicznościach, obowiązek zadośćuczynienia.
Pytanie brzmi – czy na tak niepewnych podstawach prawnych, a także, co tu dużo mówić, także finansowych można budować biogazowy biznes?
W Międzyrzeczu Podlaskim od kilku lat pracuje biogazownia rolnicza, której koszt powstania wyniósł 18 mln zł, z czego 40 proc. pokryła dotacja Agencji Rynku Rolnego, a pozostałe 60 proc. prywatny inwestor.
Ten zakład dzisiaj generuje straty roczne na poziomie 1,7 mln zł. Kto więc zdecyduje się inwestować w ten interes w najbliższej przyszłości?
Na stronie www.biogazownierolnicze.pl znaleźliśmy wypowiedź eksperta Randy Motta`a, którą, ze względu na celność diagnozy, przytoczymy w dużych fragmentach.
„Ministerstwo Rolnictwa jest jedynym ministerstwem podchodzącym poważnie do kwestii biogazu (…).Wizja Ministerstwa Rolnictwa (jeszcze do niedawna) była korzystna dla małych biogazowni o mocy średnio 250 kW, opartych o przetwarzanie substratów roślinnych. Jak na ironię, gdy każda poprzednia wersja ustawy o OZE była korzystna dla tej wizji, obecny projekt ustawy niewiele daje, aby pomóc rolnikom działać w branży biogazu.” – twierdzi Randy Mott.
I dodaje: „Jeśli rolnicy posłuchali Ministerstwa Rolnictwa w przeszłości, będą teraz bankrutować. Co nowe prawo oferuje? Nikt nie zna poziomu wsparcia. W rzeczywistości nikt nie będzie znał ceny referencyjnej (…) w licytacji, dopóki aukcje nie zostaną ogłoszone, będzie to co najmniej 60 dni przed przeprowadzeniem pierwszej w danym roku aukcji.
Poziom ceny zostanie ustalony, jesteśmy pewni, przez ten sam rząd, który opóźnił wprowadzenie nowego prawa przez cztery lata i pozwolił, żeby zielone certyfikaty straciły wiele z ich rzeczywistej wartości, aby mieć pewność, że 80 proc. potencjalnych oferentów „zarobi” na podstawie ceny referencyjnej. Te dość niekonkretne gwarancje są jeszcze bardziej bezsensowne, jeżeli przeanalizować szczegółowo, do robienia czego rządzący zachęcają rolników.”
Koniec cytatu.
Wiążąc tę ocenę sytuacji z faktem, że połowie polskich biogazowni rolniczych grozi upadłość, nawet nowa ustawa o OZE, która nie wiadomo kiedy w końcu zacznie obowiązywać, sprawy nie rozjaśni, a inwestorom nie da pozytywnego impulsu.
I znowu przychodzi nam się oglądać na Niemcy, w których działa obecnie około 8 tysięcy biogazowni. 80 proc. całego potencjału tego OZE na świecie. Większość z nich to małe instalacje, pracujące na rzecz wspólnot bioenergetycznych.
Sukces instalacji biogazowych jest wynikiem Ustawy o Energii Odnawialnej, uchwalonej w 2000 roku przez Bundestag. Ustawa ta jest nazywana często EEG - Erneuerbar Energie Gesetz - i wprowadza model wsparcia określany jako taryfa gwarantowana. Zapewnia ona, że stawki taryf gwarantowanych, funkcjonujące w momencie uzyskania zgody na budowę przez inwestora, będą obowiązywały go przez kolejne 20 lat.
Niemcy postawili na rozwój tej gałęzi OZE, gdyż bioenergetyka gazowa najlepiej realizuje postulaty bezpieczeństwa energetycznego, a więc dostaw, bezpieczeństwa ekonomicznego i ekologii.
Biogazownia o mocy 250 kW w ciągu roku wytworzy 2 000 000 kWh energii, co może zaspokoić potrzeby ośmiuset 4-osobowych gospodarstw, gdzie roczne zużycie energii to ok. 2500 kWh, czyli wystarczy do zasilenia małego miasteczka.
Konia z rzędem temu, kto dzisiaj potrafi wskazać kierunek, w jakim pójdą biogazownie rolnicze w Polsce. W obecnej sytuacji bowiem, to źródło odnawialnej energii można zaliczyć do OZE najwyższego ekonomicznego ryzyka.
Monika Olizarowska
Autor artykułu:
Planergia |
Planergia to zespół doświadczonych konsultantów i analityków posiadających duże doświadczenie w pozyskiwaniu finansowania ze środków pomocowych UE oraz opracowywaniu dokumentów strategicznych. Kilkaset projektów o wartości ponad 1,5 mld zł to nasza wizytówka.
Planergia to także dopracowane eko-kampanie, akcje edukacyjne i informacyjne, które planujemy, organizujemy, realizujemy i skutecznie promujemy.