Brak wentylacji zabija
Przewiń do artykułu
Menu

Grzyb na ścianie, wypaczone meble, choroby, śmierć wszystkich domowników. To możliwe skutki zepsutej wentylacji. Nowe, szczelne okna i zatykanie kratek wentylacyjnych to korespondencyjna gra w rosyjską ruletkę ze śmiercią. Zeszłej zimy przegrało ją 91 osób. Nie wszyscy na własne życzenie. Kilka tysięcy osób miało więcej szczęścia niż rozumu.


Wydaje się nieprawdopodobnym, by cokolwiek złego mogło zagrażać człowiekowi w jego własnej łazience podczas kąpieli. A wystarczy zamknąć drzwi, odpalić piecyk gazowy i za kwadrans anielski orszak twą duszę przyjmie. Jeśli nie chcesz głupio zginąć ani zabić przy okazji swoich najbliższych — przeczytaj i zastanów się. Ta odrobina wiedzy może uratować życie twoje i całej rodziny.


Szczelne domy

Dawniej przytykanie zimą kratek wentylacyjnych i uszczczenianie szpar w drzwiach i oknach było koniecznością. Stolarka była tak nieszczelna, że bez tego trudno byłoby ogrzać pomieszczenia. Wtedy nie niosło to aż takiego zagrożenia, bo okna i drzwi nawet po utkaniu były tak nieszczelne, że do domów dostawała się wystarczająca ilość świeżego powietrza.


Dziś jest inaczej. Dzisiejsze domy są niemal hermetycznie szczelne. Nie tylko te zbudowane niedawno. Każdy dom, w którym wymieniono okna i drzwi jest zagrożony brakiem wymiany powietrza. Tak jak kiedyś wentylacja była nadmierna, tak dziś nie ma jej prawie wcale.
 


Wyrok śmierci w zawieszeniu na własną rodzinę. Fot. PSP Kościan

 

Po co mi świeże powietrze


Człowiek do życia potrzebuje tlenu. Przebywając w zamkniętym pomieszczeniu — zużywasz tlen zawarty w objętości powietrza, które wypełnia pokój. Gdyby pomieszczenie było stuprocentowo szczelne, po kilku godzinach tlen skończyłby się i uległbyś uduszeniu. Dlatego stała wymiana powietrza w każdym pomieszczeniu jest konieczna do życia w nim.


Dlatego budynki mieszkalne od początków budownictwa wyposaża się w systemy wymiany powietrza — wentylacji. Obecnie króluje wciąż system wentylacji grawitacyjnej — napędzany naturalną różnicą ciśnień. W powszechnym mniemaniu składa się on z kratek wentylacyjnych umieszczonych pod sufitem pomieszczeń oraz kominów wyprowadzonych ponad dach. Ale to tylko odprowadzenie powietrza. Aby wentylacja działała, konieczne jest także jego doprowadzenie. Przez długie lata rolę doprowadzenia świeżego powietrza do domów spełniały nieszczelności okien i drzwi. Jeśli to nie wystarczało, montowano otwory napowietrzające w ścianach, zwykle w okolicach okien.


Zepsuta wentylacja

W dzisiejszych czasach wentylacja grawitacyjna jest psuta często nieświadomie: przez wymianę drzwi i okien na nowe, które są niemal hermetyczne, bez zadbania o zapewnienie dopływu powietrza innymi drogami. Negatywne objawy braku wentylacji pojawiają się już pierwszej zimy. Oznaką zbyt słabej wymiany powietrza w pomieszczeniu jest zaroszenie okien.

 

 
Zaroszenie okien, fot. ladnydom.pl


Gdy taka rosa pojawia się nie tylko w pomieszczeniach sypialnych, kuchni czy łazience, ale w całym mieszkaniu, a w dodatku utrzymuje się całymi dniami i woda wręcz leje się z okna — to niezawodny znak, że wentylacja jest zepsuta.


Rosa to oznaka nadmiernej wilgotności powietrza. Skutki złej jakości powietrza (nadmierna wilgotność to jeden z towarzyszących objawów) mogą być przykre i kosztowne:
- grzyb w rogach pomieszczeń
- wypaczanie się mebli i podłóg
- zwiększone koszty ogrzewania (taniej ogrzać suche powietrze i meble)
- częste choroby dróg oddechowych u domowników


Weź nóż i napraw

Do naprawienia wentylacji zepsutej przez wymianę okien lub drzwi wystarczy ostry nóż. Używając owego noża, wycinasz pasek ok. 10cm uszczelek (na skrzydle i w ramie) u góry każdego okna, tak by umożliwić dopływ powietrza z zewnątrz. Rozwiązanie skuteczne, ale niezbyt wygodne i eleganckie. Z powietrzem wleci hałas i kurz, a kontroli nad przepływem powietrza nie ma żadnej.


Alternatywnie wystarczy rozszczelnić okno (nie domykać klamki do końca). Trzeba jednak o tym pamiętać, traci się część ochrony przed hałasem, i również tutaj wymiana powietrza może być zbyt intensywna.


Rozwiązaniem eleganckim i wygodnym jest nawiewnik okienny. To nic innego jak ładne opakowanie dla dziury w ramie okiennej. Daje to samo, co wycięcie uszczelek, ale umożliwia też ograniczenie napływu powietrza do rozsądnych granic, tłumi hałas i filtruje kurz.


 
Nawiewnik okienny — przekrój. Fot. Aereco


Może być sterowany wilgotnością powietrza w domu lub różnicą ciśnień. Koszt to ok. 100zł/szt. Najlepiej kupować je od razu z oknem, ponieważ ich montaż wymaga rzeźbienia otworów w ramie okiennej, co wymaga minimalnych umiejętności w zakresie obsług wiertarki, ale też może narażać na utratę gwarancji na okna.


Ważne: nie obawiaj się, że po montażu nawiewnika od okna będzie ciągnęło zimnym wiatrem! Powietrze z zewnątrz napływa niewielkimi ilościami i na wylocie z nawiewnika dostaje się do najcieplejszej warstwy powietrza w pomieszczeniu (prawie pod sufitem), gdzie opadając miesza się i ogrzewa.


Zimny podmuch z kratki

Jeśli wymieniłeś okna, ale nie ma w nich nawiewników ani wyciętych uszczelek, to prędko zauważysz problemy. Zacznie sie od roszenia okien i skroplonej wilgoci na zimnych elementach. Może podłoga zacznie skrzypieć. Pewnie nawet tego nie zauważysz. Ale na pewno poczujesz, że w łazience trudno się wykąpać, bo z kratki wentylacyjnej dmucha zimnym powietrzem. Dawniej chyba nie dmuchało. Może wiatr dziś tak daje ostro.


Weźmiesz stare gacie albo gazetę i zatkasz kratkę. Zrobi ci się cieplej. Może nawet za ciepło. I za wilgotno, bo w łazience odtąd zacznie śmierdzieć mokrą, starą szmatą, a zapachy z łazienki będą się rozchodzić po całym mieszkaniu. Przydałaby się wentylacja, ale jak tu odetkać, skoro będzie dmuchało zamiast wyciągać?


Zakłady z Belzebubem

Do tej pory efekty braku wentylacji były raczej kosmetyczne. Nieprzyjemne, kosztowne, ale niegroźne dla życia. Tylko pod warunkiem, że nie masz w domu piecyka gazowego albo kucheniki, pieca węglowego czy kominka — słowem żadnego urządzenia grzewczego większego od zapalniczki.


Jeśli w takim niewentylowanym mieszkaniu czy domu rozpalasz w piecu, uruchamiasz piecyk gazowy albo nawet tylko włączasz kuchenkę gazową — gdzieś w piekielnych czeluściach uruchamia się maszyna losująca, następuje zwolnienie blokady i dzisiejszego wieczoru żywot zakończą nastepujące osoby… Czy tym razem będziesz na liście?


Ten niepozornie wyglądający piecyk gazowy jest twoim konkurentem o dostęp do tlenu. I to nie byle jakim. Jego potrzeby i możliwości pochłaniania tlenu są dużo większe od twoich. Piec pobiera sobie powietrze z mieszkania. Tym samym powietrzem oddychasz ty i twoja rodzina. Ale on ma w zanadrzu brudny chwyt. Jeśli nie dostanie tyle powietrza, ile potrzebuje, płomień zgaśnie. Bez tlenu nie ma spalania. Lecz nim to nastąpi, jadąc na resztkach tlenu, będzie produkować tlenek węgla.

 


 


Śmierć łagodna, ale głupia

Na pewno słyszałeś o tlenku węgla zwanym czadem. Czad to niewykrywalny ludzkimi zmysłami gaz towarzyszący spalaniu dowolnego paliwa. Jest groźny właśnie dlatego, że nie potrafimy go dostrzec i się przed nim obronić inaczej jak wiedzą i zapobiegliwością.


W czym problem? Zasada jest prosta: tlenek węgla ma tę niemiłą cechę, że dostając się do płuc łączy się z krwią i uniemożliwia transport tlenu. Organizm się dusi, ale ty możesz o tym nie wiedzieć! Po prostu nagle mózg wyłączy ci świadomość, zrobi się ciemno i to koniec. Bez natychmiastowej, specjalistycznej pomocy medycznej przyjęcie śmiertelnej dawki tlenku węgla to pewna śmierć. Nie pomoże żadna reanimacja.


Oczywiście przy niskich dawkach są wstępne objawy podtrucia: ospałość, słabość, zawroty głowy. Ale kto skojarzy to z czadem, którego nie widać? Co gorsza do zatrucia nie trzeba przyjąć od razu dawki śmiertelnej. Czad wdychany małymi ilościami kumuluje się w organiźmie, więc mimo że stężenie w powietrzu może nie jest śmiertelne, to dłuższe oddychanie takim powietrzem może prowadzić do śmierci.


Uchronić się przed zatruciem czadem można bardzo prosto. Już pojedynczy czujnik czadu za ~90zł daje szansę w porę zauważyć wyciek czadu i zareagować. Bez niego takich szans nie masz żadnych!

 

 Komenda Wojewódzka Państwowej Straży Pożarnej Kampania Nie dla czad.


Czad w domu i zagrodzie

Wielu potocznie nazywa czadem dym z pieca albo smród spalenizny. Dlatego wielu wydaje się, że jak palą gazem albo drewnem, to ich problem czadu nie dotyczy — bo nie ma dymu ani smrodu. Nieprawda! Czad powstaje zarówno w papierosie, w kuchence gazowej jak i w piecu węglowym. Dopóki spalanie odbywa się na wolnym powietrzu, jego ilości są niegroźne. Problem zaczyna się w momencie, gdy objętość powietrza jest ograniczona, a odpływ spalin utrudniony przez brak dopływu świeżego powietrza.


Piec gazowy albo węglowy dużej mocy zużywa olbrzymie ilości powietrza. Ilość dostępna w średniej wielkości pokoju wystarczy na co najwyżej kilkanaście minut pracy takiego pieca. Co potem? Ze spalania zacznie powstawać tlenek węgla, a ponieważ brak jest dopływu świeżego powietrza, to nie działa też komin — tlenek węgla będzie trafiał do powietrza w pomieszczeniu. Skutek dla mieszkańców? Zależnie od stężenia — podtrucie lub natychmiastowy zgon bez możliwości ratunku.


Dlatego pomieszczenie z kotłem węglowym lub gazowym, który czerpie powietrze wprost z otoczenia, musi posiadać doprowadzenie świeżego powietrza prosto z zewnątrz, kanałem o przekroju min. 200cm2. To prawda — w takim pomieszczeniu siłą rzeczy będzie zimno, bo wymiana powietrza będzie spora. Ale nie da się tego uniknąć! Piec musi dostać tyle powietrza, ile potrzebuje. Dostanie mniej — zemści się w niewybredny sposób. Jeśli specjalnego doprowadzenia nie ma — piec i tak zasysa sobie powietrze skąd tylko sie da — róznymi nieszczelnościami, kanałami wentylacyjnymi itp. Wszystko gra, dopóki istnieją jakieś nieszczelności, ale któregoś roku po wymanie drzwi czy okien mogą zniknąć i wtedy będzie krucho…


Podobnie rzecz się ma w przypadku gazowego podgrzewacza wody. Zamykanie się w małej łazience z włączonym piecykiem gazowym to samobójstwo, jeśli w drzwiach nie ma kratki wentylacyjnej gwarantującej dopływ powietrza z mieszkania. Oczywiście kratka to nie wszystko — potrzebny jest jeszcze wystarczający dopływ powietrza do samego mieszkania. W takim miejscu bardzo wskazany byłby czujnik czadu, bo wystarczy parę minut, by piecyk wyczerpał tlen z pomieszczenia.

 

 

Tylko wiedza i zapobiegliwość

Nie dostrzegamy czadu samego w sobie, ale możemy się przed nim bronić nie dając mu okazji do pojawienia się.


Typowe znaki ostrzegawcze
- utrzymująca się rosa na oknach
- zimny podmuch z kratek wentylacyjnych — występujący cały czas albo np. tylko po rozpaleniu w piecu
- trudności w rozpaleniu w piecu, ustępujące po uchyleniu okna/drzwi


Jak przeżyć zimę?
- regularnie wykonuj przeglądy kominiarskie — z pomocą kominiarza lub chociaż samodzielnie sprawdzając drożność kanałów wentylacyjnych. Bywa, że wpadnie tam martwa wrona, a ciebie to może kosztować życie. Pomiar drożności wentylacji powinien być wykonywany przez kominiarza przy pozamykanych oknach. Jeśli wtedy nie ma w ogóle ciągu — wentylacja jest zepsuta i fachowiec powinien to zauważyć oraz nakazać naprawę. Jeśli kominiarz powie coś w rodzaju “otwórz pan to okno bo mi się nie chce wiatrak kręcić” — to nie jest fachowcem i ma za nic twoje zdrowie oraz życie
- wymieniając okna i drzwi pamiętaj o montowaniu nawiewników — min. jednego na pomieszczenie — i nie zamykaj ich potem tylko dlatego, że dmucha przez nie zimne powietrze. Od tego są!
- jeśli z kratki wentylacyjnej wieje — uchyl któreś z okien. Jeśli problem zniknął, to już wiesz, że przyczyną jest brak dopływu powietrza do mieszkania. Napraw to opisanymi wcześniej metodami.
- zadbaj o możliwość wymiany powietrza między pomieszczeniami — przez wycięcie specjalnych otworów u dołu drzwi każdego z pomieszczeń lub przycięcie całego skrzydła drzwiowego o kilka centymetrów
- w drzwiach łazienkowych wstaw u dołu kratkę pozwalającą na dopływ powietrza do łazienki
- zaopatrz się w chociaż jeden porządny czujnik tlenku węgla (koszt: ~100zł) i zainstaluj go zgodnie z instrukcją (unikaj taniości oraz podróbek) w sypialni i/lub w pomieszczeniu z piecem gazowym/węglowym

 

Sprzedam rodzinę, cena: 300zł

Ludzie mają zwyczaj upychania kratek wentylacyjnych gazetami i szmatami z przeświadczeniem, że w ten sposób oszczędzają na ogrzewaniu. Stawką w tej grze jest z jednej strony pozorna oszczędność na ogrzewaniu (może kilka stówek się uda uskubać, nie licząc strat z tytułu zawilgoconego mieszkania), ale z drugiej… życie i zdrowie całej twojej rodziny. Naprawdę dla tych paru złociszy chcesz tyle ryzykować?


Prawidłowy sposób oszczędzania na ogrzewaniu został opisany w osobnym artykule.
Jeśli dotąd utykałeś wszystkie szpary i nadal żyjesz — pogratulować farta. Widocznie nie uszczelniłeś wszystkiego dokładnie. Ale jeśli niedawno wymieniłeś okna i teraz nadal będziesz zatykać kratki - możesz nie dożyć wiosny.

 
Planergia poleca:
Autor artykułu:
Planergia

Planergia to zespół doświadczonych konsultantów i analityków posiadających duże doświadczenie w pozyskiwaniu finansowania ze środków pomocowych UE oraz opracowywaniu dokumentów strategicznych. Kilkaset projektów o wartości ponad 1,5 mld zł to nasza wizytówka.

Planergia to także dopracowane eko-kampanie, akcje edukacyjne i informacyjne, które planujemy, organizujemy, realizujemy i skutecznie promujemy.

info@planergia.pl