Koniec benzyny - czas na wodór?
Przewiń do artykułu
Menu

„Kończy się era tradycyjnych paliw!” – słyszymy z ust coraz szerszego grona ekspertów motoryzacyjnych. Nawet sceptyczna wobec zasilania czterech kółek inną niż opartą o bezołowiową metodę część specjalistów przyznaje, że najwyższy czas zacząć myśleć o alternatywie.


Do zmiany konserwatywnego poglądu zmusza dynamicznie rosnąca liczba aut na drogach. Co to ma do rzeczy?


Jak pamiętamy z lekcji geografii prowadzonych w ramach nauczania podstawowego, obecnie eksploatowane złoża ropy tworzyły się na przestrzeni milionów lat ze szczątków organicznych. Co za tym idzie, istnieje niewielka szansa na to, że to co zużywamy odnowi się za naszego życia.

 

Następcą ropy wodór

Syntetyczne metody pozyskiwania ropy z łupków niewiele tu zmieniają – stosując brutalną metaforę, przypomina to raczej sztuczne podtrzymywanie życia za pomocą respiratora. Globalna tendencja wskazuje, że zapotrzebowanie na ropę zamiast maleć rośnie. Prognozę wyczerpania złóż w 2050 roku należy traktować raczej jako optymistyczną.


ropa-odkrycia-wydobycie

Czarna linia pokazuje poziom światowego zużycia ropy, fot. ziemianarozdrozu.pl


Motywowani podobnymi przesłankami producenci samochodów rozpoczęli swego rodzaju zimną wojnę. Chodzi w niej o to, aby wynaleźć optymalny pod względem kosztów i użyteczności sposób napędzania. A zegar tyka. Kilkadziesiąt lat w kontekście odkrycia naukowego - zwłaszcza o tak dużym ciężarze gatunkowym, gdzie gra idzie o znalezienie alternatywy dla paliwa funkcjonującego w powszechnym obiegu kilka wieków - to bardzo niewiele.


Wzrok inżynierów skupił się na wodorze, łatwopozyskiwalnym i stosunkowo bezpiecznym (pod warunkiem, że nie trafi w ręce dyktatora cierpiącego na przerost ambicji) pierwiastku. W tego rodzaju napęd inwestuje m.in. Toyota. Pierwszy pojazd wykorzystujący do rozbudzenia mechanicznych koni przy pomocy wodoru reklamuje jako cichy, bardziej ekonomiczny i przede wszystkim przyjazny środowisku.

 

Przyszłość

Gigant z kraju kwitnącej wiśni nazwał go „Mirai”. Nie byliśmy zdziwieni, gdy dowiedzieliśmy się, że w japońskim oznacza to „przyszłość”.


Osobom o geologicznych inklinacjach powinna się teraz zapalić lampka ostrzegawcza. No bo jak to: ropę chcemy zastąpić wodorem, czyli innym paliwem pozyskiwanym z surowców kopalnych? Gdzie tu sens, gdzie logika?


– Wodór możemy pozyskiwać drogą tradycyjną z surowców kopalnych, chociażby z metanu czy gazu ziemnego. To jest jednak proces, który wykorzystujemy tylko przez nasze lenistwo, ponieważ wodór możemy bardzo łatwo i na szeroką skalę pozyskiwać chociażby z odpadów komunalnych, a także wody – tłumaczy Robert Mularczyk, PR Manager Toyota Motor Poland.

 

 


Przeczytaj także: Toyota chce przestać emitować CO2 do 2050 roku

 

 


 


A zatem nie dość, że uniezależniamy się od surowców kopalnych, to w gratisie otrzymujemy wykorzystanie śmieci. Brzmi nieźle, bo – w przeciwieństwie do ropy – daje możliwość wytwarzania paliwa każdemu państwu.

 

Owoc filozofii

Toyota Mirai to dziecko zrodzone z przyjęcia 30 lat temu przez firmę strategii, zgodnie z którą każda kolejna generacja samochodów ma wykazywać mniejszy apetyt na paliwo i emitować dzięki temu mniej spalin. Opatentowanie ogniw paliwowych sprawiło, że Toyota może rozpocząć produkcję samochodu zeroemisyjnego. I to też właśnie się dzieje.


fot. Toyota / antyweb.pl


– Wodorowa Toyota Mirai to samochód elektryczny – z wodoru zgromadzonego w baku poprzez reakcje w ogniwach paliwowych wytwarzany jest prąd, który następnie zasila silnik. W związku z czym mamy samochód z własną elektrownią umieszczoną we wnętrzu. Nie potrzebujemy więc wielkich i ciężkich baterii, które są potrzebne w autach elektrycznych, które trzeba ładować po kilka godzin i które utrudniają nam wykorzystanie przestrzeni załadunkowej – mówi Robert Mularczyk.

 

 

 

Taki samochód wytwarza oczywiście produkt uboczny. Jego synonimem bynajmniej nie jest przymiotnik „szkodliwy”. Z rury wydechowej Mirai wydobywa się wyłącznie para wodna.


Od dwóch miesięcy prowadzona jest przedsprzedaż Mirai w Stanach. Toyota chwali się dwoma tysiącami zamówień. Jeszcze lepszy wynik osiąga w Japonii – przed upływem miesiąca nabywców znalazło 1,5 tys. sztuk. Dystrybucję napędzanego wodorem samochodu zaplanowano także w Danii, Niemczech i Wielkiej Brytanii.

 


Przeczytaj także: Nie jeździłeś hybrydą? Wypożycz ją sobie



Na pełnym baku Mirai może przejechać 500–700 km. Proces tankowania na stacji do tego przeznaczonej trwa do 3 minut. Koszt przejechania 100 km takim autem to ok. 45–50 zł (przy uwzględnieniu cen niemieckich). Wraz z upowszechnianiem i „starzeniem się” technologii możemy spodziewać się spadku kosztów.


– Produkcja wodoru z odpadów komunalnych daje nam podstawę do oczekiwania, w zasadzie żądania, żeby jego cena malała. Jako użytkownik mam prawo oczekiwać, żądać, żeby przy taniejącym paliwie, pozyskiwanym niezależnie od dostaw, powstawało jak najwięcej stacji wodorowych – mówi Andrzej Szałek.

 

Kwestia infrastruktury

Dlaczego samochodu nie możemy nabyć w Polsce? Powód jest prozaiczny i przykry zarazem. Nasz kraj nie jest przygotowany pod względem infrastrukturalnym – nie dysponujemy żadną stacją ładowania wodorem. Póki co, Instytut Transportu Samochodowego przygotował projekt lokalizacji stacji tankowania.


– W Niemczech w 2020 roku będzie około 50 stacji tankowania wodoru, co powinno pozwolić na poruszanie się po kraju takimi samochodami. Jeżeli stacje będą lokowane wzdłuż europejskich sieci transportowych, to cała Europa może być w relatywnie krótkim czasie, w latach 2020–2025, dostępna dla tego typu pojazdów - ocenia Wojciech Gis


Rozwój infrastruktury – zdaniem ekspertów – determinować będzie plany koncernów samochodowych. Mirai produkowana jest na razie tylko w Japonii, ale przedstawiciele Toyoty zapewniają, że planują systematycznie zwiększać produkcję i uruchamiać linie produkcyjne w kolejnych fabrykach. W planach są także kolejne modele na wodór.


oprac. DM


Źródła:
·    biznes.newseria.pl
·    infolupki.pgi.gov.pl

 
Planergia poleca:
Autor artykułu:
Planergia

Planergia to zespół doświadczonych konsultantów i analityków posiadających duże doświadczenie w pozyskiwaniu finansowania ze środków pomocowych UE oraz opracowywaniu dokumentów strategicznych. Kilkaset projektów o wartości ponad 1,5 mld zł to nasza wizytówka.

Planergia to także dopracowane eko-kampanie, akcje edukacyjne i informacyjne, które planujemy, organizujemy, realizujemy i skutecznie promujemy.

info@planergia.pl