Plany zagospodarowania przestrzennego kładą OZE
Przewiń do artykułu
Menu

Plany zagospodarowania przestrzennego, a raczej ich brak w prawie 70 proc. gmin, skutecznie hamuje, oprócz braku nowej ustawy o OZE, rozwój odnawialnych źródeł energii w Polsce. Zwłaszcza farm wiatrowych i biogazowni.

 


W 2012 roku pokrycie kraju przez plany zagospodarowania przestrzennego (MPZP) wynosiło 27,8 proc. Tyle gmin je sporządziło. Reszta nie. Większość istniejących planów pokrywała województwo małopolskie (65 proc.), śląskie (63 proc.), lubelskie (58 proc.) i dolnośląskie (57 proc).


Tak się jednak składa, że inwestycje w OZE, zwłaszcza w fermy wiatrowe i biogazownie, nie są lokalizowane w pobliżu miast, ale na terenach wiejskich, z dala od zwartej zabudowy. I jeśli spojrzeć od tej strony, to gminy z najlepszymi warunkami do lokalizacji takich przedsięwzięć, MPZP pochwalić się nie mogą.


W województwach o najlepszych warunkach dla wiatraków i biogazowni wygląda to bowiem następująco:


- Zachodniopomorskie – 27 proc.
- Pomorskie – 16 proc.
- Podlaskie – 15 proc.
- Warmińsko-mazurskie  – 12 proc.

plany zagospodarowania


Taki stan rzeczy sprawia, iż inwestor zamierzający postawić w wybranej lokalizacji farmę wiatrową lub biogazownię, zanim cokolwiek zrobi, już napotyka na zdecydowany opór materii.


Opór materii lokalizuje się w trzech obszarach, takich jak:


1. bałagan w przestrzeni, wywołany brakiem planów zagospodarowania;
2. brak w planach zagospodarowania miejsc przeznaczonych dla instalacji OZE, bo te gminy, które MPZP w ogóle mają nie uwzględniają w nich (w większości przypadków) miejsc na takie inwestycje;
3. piramida pozwoleń potrzebnych do rozpoczęcia inwestycji

 

Piekło inwestora

 

Co więc ma robić inwestor-desperat, gdy pomimo znanych mu (brak MPZP) i narastających z każdym kolejnym krokiem trudności, uparł się jednak, żeby inwestycję w OZE w wybranej gminie zrealizować?


Może on wystąpić do gminy o wydanie decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu. Wykonując ten krok inwestor spotyka się z armią urzędników uzbrojonych w setki przepisów stanowiących armię, po której… już tylko schody. Albo desperacja.


Załóżmy więc, że desperacja.


Utrudnienie pierwsze – klasa gruntu. Rozgryźmy to.


Ustawa o ochronie gruntów rolnych i leśnych wymaga, aby zmiana przeznaczenia gruntów klas I-III na cele nierolnicze i nieleśne dokonała się w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego.


Jeśli inwestor chciałby ulokować inwestycję na gruntach chronionych na podstawie decyzji o warunkach zabudowy – nie ma takiej możliwości, bo ustawa to wyklucza. Coś w rodzaju błędnego koła.


W ten sposób brak miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego może, niezależnie od innych uwarunkowań, skutecznie uniemożliwić jakiekolwiek inwestycje.


Procedura wydawania decyzji o warunkach zabudowy też nie jest łaskawa dla inwestora. Istotne znaczenie ma w niej określenie tzw. kręgu stron.


O co chodzi?


Chodzi o to, że stron postępowania o wydanie warunków zabudowy dla inwestycji z zakresu odnawialnych źródeł energii może być niemało, szczególnie przy elektrowniach wiatrowych.


Stronami w tym przypadku są wszystkie instytucje i osoby, na których funkcjonowanie taka inwestycja może mieć wpływ. Są to więc zarówno sami urzędnicy gminni, jak i mieszkańcy, którzy np. wiatraków za diabła w swoim pobliżu widzieć nie chcą.


O tym, co się dzieje w gminach w związku z planami budowy farm wiatrowych pisaliśmy w tekście Wiatraki? Obok? W życiu!


Im więcej stron, tym większa szansa, że od decyzji zostaną złożone odwołania oraz że będzie ona następnie skarżona do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Później zaś uruchomione zostaną tryby nadzwyczajne z kodeksu postępowania administracyjnego, w postaci wznowienia postępowania czy stwierdzenia nieważności decyzji.


Zaiste, trzeba być inwestorem-desperatem, żeby wejść na tę ścieżkę, nie sądzicie?


Więcej szczegółów, jak wygląda prawna droga do uzyskania pozwolenia na budowę przeczytacie tutaj oraz znajdziecie także tutaj.

 

Cudowne rozmnożenie pozwoleń

 

Gminne plany zagospodarowania przestrzennego, a w istocie ich brak, są jedną z kilku najistotniejszych barier w rozwoju źródeł energii odnawialnej w Polsce.


Towarzyszy temu narastająca ilość administracyjnych decyzji, które inwestor (nadal, jak zakładamy, zdeterminowany) musi uzyskać, ażeby inwestycje owe rozpocząć.


Jeszcze w 2004 roku uzyskanie zezwoleń na realizację inwestycji wymagało ubiegania się jedynie o pozwolenie na budowę, a w przypadku braku planu zagospodarowania – o pozwolenie na budowę i decyzję o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu.


Te administracyjne decyzje obejmowały również ochronę środowiska (czyli skutek oddziaływania tej inwestycji) oraz tzw. udział społeczny, czyli głos samych mieszkańców gminy. Ocena oddziaływania na środowisko wydłużała nieco czas procedowania administracyjnego, ale także i możliwości odwołania od decyzji było mniej.


W 2009 roku wprowadzono dodatkową decyzję - o środowiskowych uwarunkowaniach realizacji inwestycji, która jest wymagana dla większości dużych przedsięwzięć, a więc także dla większości instalacji OZE. Od tej pory należało uzyskać już dwie albo, w przypadku braku planu zagospodarowania przestrzennego, nawet trzy decyzje administracyjne, od których zawsze ktoś może się odwołać.


Ta dodatkowa decyzja środowiskowa, choć ma charakter zwykle wysoce specjalistyczny, wydawana jest przez gminę. Wcześniej robił to powiat, gdzie specjalistów w tym zakresie było więcej, niż na poziomie podstawowej jednostki samorządowej. Mnoży to dodatkowo trudności i wydłuża czas oczekiwania na stosowny dokument.


W opracowaniu zatytułowanym „Problemy z zagospodarowaniem przestrzennym i ochroną środowiska związane z odnawialnymi źródłami energii” autorstwa Wojciecha Szymalskiego (Instytut na Rzecz Ekorozwoju), przedstawionym podczas konferencji „Wykorzystanie OZE dla rozwoju samorządów” czytamy:


„Zarówno dobre, aktywne planowanie przestrzenne, jak i poprawnie prowadzone procedury oceny oddziaływania na środowisko są kluczowe dla dobrej realizacji inwestycji w odnawialne źródła energii – a właściwie każdej inwestycji. Dotychczas zaniedbujemy w Polsce obydwa te zagadnienia.


Zaniedbania są zarówno po stronie rządowej – prawo w obydwu kwestiach jest mocno niedoskonałe, jak i po stronie samorządów lokalnych, gdzie szwankuje doświadczenie w tej dziedzinie. Między innymi dlatego inwestycje w OZE tak trudno powstają i są obiektem wielu protestów.”


Monika Olizarowska

 
Planergia poleca:
Autor artykułu:
Planergia

Planergia to zespół doświadczonych konsultantów i analityków posiadających duże doświadczenie w pozyskiwaniu finansowania ze środków pomocowych UE oraz opracowywaniu dokumentów strategicznych. Kilkaset projektów o wartości ponad 1,5 mld zł to nasza wizytówka.

Planergia to także dopracowane eko-kampanie, akcje edukacyjne i informacyjne, które planujemy, organizujemy, realizujemy i skutecznie promujemy.

info@planergia.pl