Z szuflady: wyspa dla zołzowatych
Przewiń do artykułu
Menu

Rozwiodłam się otóż dwa razy. Ostatni raz w wieku 43 lat. Przynależność do tak elitarnego klubu kwalifikuje mnie od razu, zważywszy, że mieszkam w pięknym kraju nad Wisłą, do zesłania na specjalnie wybraną, odosobnioną wyspę.

 

 

Mam pewien problem z własną tożsamością jako mieszkanki tego pięknego, nadwiślańskiego kraju. Bowiem oprócz braku uwielbienia dla dzięcieliny, która pała (rumieńcem), płócien Grottgera z żałobnymi widowiskowo wdowami i husarskich skrzydeł szumiących za naszą i waszą wolność, mam kilka innych cech stawiających mnie na zewnątrz grupy tych nie mających takich problemów. Z ową tożsamością. Rozwiodłam się otóż dwa razy. Ostatni raz w wieku 43 lat. Przynależność do tak elitarnego klubu kwalifikuje mnie od razu, zważywszy, że mieszkam w pięknym kraju nad Wisłą, do zesłania na specjalnie wybraną, odosobnioną wyspę. Gdzie mogłabym w spokoju i głębokim skupieniu medytować, jak mocno zeszłam na psy.


Fakt. Zeszłam. Udało mi się dwa razy. Gdy tak patrzę na swoje starsze, najstarsze i młodsze koleżanki i na ich skomplikowane wysiłki łowieckie, to myślę sobie, co właściwie sprawiało, że to mnie się akurat tak udało. Kobiety nieraz całe życie dokładają starań, przemyślnych często i wspartych literaturą fachową. I nic. A u mnie aż dwukrotnie. Może to dlatego, że mnie nigdy głowa nie boli. Wydaje się bowiem faktem niezbitym, że ból głowy jest przyczyną wielu nieszczęść. Znacznie głębszych niż ból każdej innej części ciała. Przypuszczam, iż producenci tabletek od bólu głowy przejrzeli tę prawdę, stąd tylu ich na rynku.


Drugą moją cechą, z którą przyszło mi się żyć w starciu z tożsamością, jest fakt, że nie oglądam żadnych seriali. I z tej przyczyny nie mam pojęcia, co się w kraju nad Wisłą dzieje i jakimi sprawami żyje jego plemię. A nawet dwa plemiona, jak mówią ci, którzy występują w tych programach, jakie oglądam. W związku z tym faktem moje życie na wyspie miałoby swoje uzasadnienie. W końcu i tak wiele bym nie straciła, prawda? Skoro nie oglądam...


Trzecią cechą, która niewątpliwie przysparza mi problemów z ustaleniem nadwiślańskiej tożsamości, jest stosunek do pani Katarzyny Skrzyneckiej. Uważam, że się fajnie ubiera. To już jest ostateczny samobój, bo konstatuję, że mając takie zdanie wylatuję poza nawias zdań wypowiadanych przez stylistki. To mnie przypuszczalnie zupełnie dyskwalifikuje znad tej Wisły.


Nie udało mi się nawet z matką. Z matką - Polką znaczy. Bo zdarza mi się zapomnieć o urodzinach córki. Przypominam sobie wieczorem dnia tego, gdy ów wstyd gigantyczny ma miejsce. Mój wstyd jako matki z taką sklerozą, rzecz jasna. Pomogły dopiero moje środki zapobiegawcze w postaci czerwonych wpisów do notesu na tydzień przed tymi urodzinami oraz wpisów na rok przed. Zadziałało też w końcu wsparcie w postaci brylantowej pamięci moich przyjaciół, którzy spieszą z przypominającą pomocą już na dwa dni przed.


A wszystko to konsekwencja tego, że nie zrobiłam łzawej łaźni, gdy córka postanowiła wyjechać z pięknego, nadwiślańskiego kraju. Do innego kraju. Też nad wodą. Tuż po maturze rzuciła się przez morze. I tak rzucona mieszka tam sobie już od 7 lat.


Co gorsza, z tego rzucenia i dla siebie profit wyciągam, bo sobie mogę pooglądać, jak wygląda wyspiarski kraj, gdzie nie tylko wiatraki prąd robią, domy (najdroższe) strzechą ekologiczną są kryte, a ludzie uważają, że sąsiad segregujący śmieci to przyjaciel, a nie wróg najgorszy. Tak więc nie tylko walniętych ekologicznie Holendrów mam okazję sobie pooglądać, co mi się zdarza regularnie. O tym wszakże potem.


Brak tej wspomnianej łzawej łaźni wszelako mi nie pomaga, bo dodatkowo pogłębia problem z tożsamością. Przecież dzieci do dni ich ostatnich mają święty, uświęcony tradycją obowiązek zajmować się rodzicami. Być ich oparciem i opoką. Więc gdzie? Przez jakie morze? Było siedzieć z mamusią. Jako ta ostoja, a nie oddzielna osoba z prawem do życia gdzie chce, jak chce i z kim chce. I siedzi sobie teraz na wyspie.


A ja szukam własnej. Dla takich jak ja. Wiem, że w pięknym, nadwiślańskim kraju takie długowiekowe tradycje mamy, które pozwalają utylizować wszelkie zołzowieństwo. I to działa. Przynajmniej w grupie menopauzalnych. Czyli w mojej.


Czy to się można dziwić teraz, że mam takie problemy z określeniem swojej tożsamości? I że ta wyspa refleksji mogłaby pomóc?


Pozdrawiam odkrywczo

E.G.

 
Planergia poleca:
Autor artykułu:
Planergia

Planergia to zespół doświadczonych konsultantów i analityków posiadających duże doświadczenie w pozyskiwaniu finansowania ze środków pomocowych UE oraz opracowywaniu dokumentów strategicznych. Kilkaset projektów o wartości ponad 1,5 mld zł to nasza wizytówka.

Planergia to także dopracowane eko-kampanie, akcje edukacyjne i informacyjne, które planujemy, organizujemy, realizujemy i skutecznie promujemy.

info@planergia.pl