Zwolennikom wiatraków - wiatr w oczy
Przewiń do artykułu
Menu

Jest przyszłość przed farmami wiatrowymi budowanymi na Bałtyku. Zdecydowanie gorzej wyglądają perspektywy tych, które już istnieją lub miały powstać na lądzie. Po zmianie zapisów ustawy o OZE inwestorzy w wiatraki stracili zapał.

Zmianami przepisów dotyczących budowy farm wiatrowych nie zraziła się grupa Polenergia, która postawi na Bałtyku 120 wiatraków o łącznej mocy do 1200 megawatów, Będzie to pierwsza morska elektrownia wiatrowa w Polsce.

Zanurzone w wodzie wiatraki będą mieć maksymalną wysokość 275 m n.p.m., a rozpiętość skrzydeł może sięgnąć 200 m. Mają stanąć około 23 km na północ od brzegu, w pasie zlokalizowanym na wysokości gminy Smołdzino oraz gminy miejskiej Łeba (woj. pomorskie). Odległość pomiędzy poszczególnymi słupami ma wynieść od 1,2 do 1,5 km.

Głównym udziałowcem Polenergii jest Kulczyk Investments. Spółka zakłada, że „Bałtyk Środkowy III” - bo pod taką nazwą rusza inwestycja- zacznie produkować energię w 2022 roku.

Niewątpliwie tę inwestycję z uwagą obserwować będą inni gracze na rynku energetyki wiatrowej, której wiatr zawiał w oczy po nowelizacji ustawy o OZE. Warto więc w tym miejscu zaznaczyć, iż zmiany po nowelizacji tego aktu prawnego w maju br. nie dotyczą właśnie morskich farm wiatrowych. A jakie to zmiany? Przypomnijmy - w pobliżu turbiny wiatrowej, na obszarze o promieniu o 10-krotności całkowitej wysokości wiatraka,  nie może być praktycznie żadnych zabudowań. W Polsce normy takie spełnia mniej niż 1 proc. obszarów kraju.


 Więcej o skutkach nowelizacji ustawy o OZE w tym zakresie pisaliśmy tutaj: "Koniec energetyki wiatrowej w Polsce odczuje cała gospodarka"


Obecnie na Bałtyku, w jego niemieckiej części działają dwie farmy wiatrowe – EnbW Baltic 1 i Baltic 2, o mocy odpowiednio 48,3 MW i 288 MW. W trakcie budowy jest jeszcze większa farma wiatrowa. Projekt Wikinger ma osiągnąć moc 350 MW i będzie się składać z 70 elektrowni wiatrowych, każda o mocy 5 MW.

I to by było na tyle – można by rzec. Perspektywy stojące przed lądowymi farmami wiatrowymi wyglądają bardziej ponuro.

Zajrzyjmy w plany Polskie Grupy Energetycznej S.A (PGE), która jest największym producentem energii wiatrowej w kraju. Posiadane przez ten koncern farmy wiatrowe mają moc ponad 529 MW. To około 1/10 wszystkich mocy na polskim rynku wiatrowym.

Istniejące farmy wiatrowe i projekty PGE tracą jednak swoją wartość w świetle obecnych zmian. Po przyjęciu ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych, część projektów wiatrowych staje się w obecnych realiach prawnych bezużyteczna.

Nie spełniają bowiem restrykcyjnego kryterium odległościowego, które wpisano do tej ustawy.

Sens realizacji projektów wiatrowych podważają też zmiany w systemie aukcyjnym, które stawiają energetykę wiatrową w gorszej sytuacji niż poprzednia wersja tego systemu wsparcia.

Zarząd PGE zachowuje dużą ostrożność w informacjach przekazywanych do mediów. Padają, co prawda, stwierdzenia, iż koncern nie wycofuje się do końca z planów budowy nowych lądowych farm wiatrowych, ale czeka na „wyniki badań środowiskowych”, jak również słychać już głosy prezesów, którzy wyrażają pogląd, iż część projektów „być może poczeka na nieco lepszą chwilę”. Nie trzeba być przenikliwym badaczem języka biznesu, ażeby wiedzieć, co mogą znaczyć takie twierdzenia.

Całkiem otwarcie natomiast informuje o swoich decyzjach firma Green Bear, która wycofała się z inwestycji na Opolszczyźnie, wartej pół miliarda złotych. Od 2008 roku przedsiębiorstwo przygotowywało plan budowy farmy wiatrowej w gminie Lubrza koło Prudnika. Na terenie wsi Lubrza i Prężynka miała powstać farma złożona z 34 dużych turbin.

Podobne inwestycje w Polsce mogą już nigdy nie zostać zrealizowane, fot. The Telegraph

Firma podaje dwie przyczyny swojej rezygnacji z budowy tej elektrowni wiatrowej - przedłużające się procedury uzyskania decyzji środowiskowej oraz zmiana przepisów i zasad udzielania wsparcia państwowego dla energetyki odnawialnej.

W audycji na antenie Programu I Polskiego Radia, której w całości można wysłuchać pod tym linkiem, Grzegorz Skarżyński, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, wyraża taką opinię:

-  Ustawa odległościowa w tym kształcie de facto uniemożliwia powstanie jakiegokolwiek projektu po 2019 roku, bo 0,1 proc. powierzchni kraju to miejsca, gdzie jeszcze teoretycznie można budować farmy wiatrowe. Teoretycznie, bo nie wiadomo, czy są tam są warunki przyłączenia, czy tam wieje itd.

Jedyną nadzieją na powstanie nowych farm wiatrowych jest system aukcyjny. - Będzie to zależało od tego, czy rząd w rozporządzeniach aukcyjnych na rok przyszły i 2018 zarezerwuje jakąś pulę dla tych elektrowni wiatrowych – dodaje Skarżyński.

Ewa Grochowska

FOTO: farma wiatrowa Wicko, fot. Tauron

Źródła:

- gramwzielone.pl [1]

- gramwzielone.pl [2]

- nto.pl

- polskieradio.pl

- money.pl

 
Planergia poleca:
Autor artykułu:
Planergia

Planergia to zespół doświadczonych konsultantów i analityków posiadających duże doświadczenie w pozyskiwaniu finansowania ze środków pomocowych UE oraz opracowywaniu dokumentów strategicznych. Kilkaset projektów o wartości ponad 1,5 mld zł to nasza wizytówka.

Planergia to także dopracowane eko-kampanie, akcje edukacyjne i informacyjne, które planujemy, organizujemy, realizujemy i skutecznie promujemy.

info@planergia.pl