Według raportu firmy konsultingowej Deloitte, do 2020 roku po światowych drogach ma poruszać się 10 mln elektrycznych samochodów – w krajach rozwiniętych to 1/3 sprzedanych samochodów, a w krajach rozwijajacych się 1/5. Polacy także mają się przesiąść na auta na prąd i hybrydowe, ale na razie nie mamy się co równać z krajami Europy Zachodniej.
Dzisiaj po polskich drogach jeździ około 1600-1700 samochodów elektrycznych, jak wynika z badania przeprowadzonego przez Kantar Public na zlecenie Innogy Polska - polskiego oddziału niemieckiego koncernu energetycznego RWE.
Badanie pokazuje, że co piaty Polak (19 proc.) i co trzecia firma (31 proc.) planuje zakup samochodu w ciągu najbliższych trzech lat. To obrazuje wielkość grupy, która będzie w najbliższym czasie podejmowała decyzje. Najczęściej są to mężczyźni w wieku 18-24 lata, z dochodami powyżej 3 tysięcy złotych, a także średnie i duże przedsiębiorstwa.
Spora część tej grupy kupiłaby auto elektryczne, nawet pomimo znacznie wyższej ceny od tradycyjnego benzyniaka, ale wstrzymuje je słabo rozwinięta sieć stacji typu plug-in, czyli miejsc szybkiego ładowania tych pojazdów.
Według założeń planu wicepremiera Mateusza Morawieckiego, do 2025 roku po polskich drogach ma poruszać się nawet milion aut elektrycznych. Rząd planuje wprowadzić zerową stawkę podatku VAT na pojazdy elektryczne, co ma ułatwić podjęcie decyzji o ich zakupie przez większą część kierowców.
Plany kontra polskie realia
Zacznijmy od sprawy pierwszoplanowej, czyli ceny. Ile kosztuje elektryczne auto na polskim rynku i co możemy dostać wybierając określony model?
Wybór nie jest wielki, ale do kupienia mamy kilka modeli:
• BMW i3 - standardowe i3 z zasięgiem 190 km na jednym ładowaniu (w warunkach rzeczywistych, nie laboratoryjnych - około 130 km) kosztuje brutto 153.700 zł. Za wersję z pojemniejszym akumulatorem i zasięgiem 312 km (czyli 200 km w warunkach normalnej jazdy) trzeba zapłacić natomiast 159.000 zł. Dostępne są również dwie wersje z dwucylindrowym, spalinowym Range Extenderem, kosztujące odpowiednio 174.000 zł i 179.300 zł.
• Renault Twizy - cena zaczyna się od 33.900 zł dla wersji Life 80 N i 38.100 zł dla wersji Cargo 80 N. Obie wyposażono w ten sam silnik elektryczny o malutkiej mocy 17 KM. Za wszystko trzeba dopłacać, np. za drzwi (1.500 zł). Auto kupowane jest bez akumulatora, który się wypożycza płacąc za niego miesięczny ryczałt, uzależniony od przebiegu i okresu najmu. Zasięg na jednym ładowaniu wynosi tylko 100 km, a prędkość maksymalna 80 km/h.
• Renault Kangoo Z.E. - samochód dostępny jest w trzech wersjach – 2-miejscowej (cena od 84.600 zł), MAXI 2-miejscowej (od 89.600 zł) i MAXI Combi 5-miejscowej (od 94.600 zł). Zasięg nominalny (a więc rzeczywisty jest mniejszy) wynosi 170 km, pełne ładowanie – od 6 do 9 godzin. Płacimy również na najem akumulatora.
• Renault Zoe – to typowy samochód miejski. Jego ceny zaczynają się od 89.900 zł (wersja Life), a kończą na 97.400 zł za awersje Zen i Intens. Do tego trzeba doliczyć abonament za akumulator. Prędkość maksymalna to tylko 135 km/h (0-100 km/h w 13,5 sekundy), realny zasięg to 100-150 km, a ładowanie do pełna na zwykłe ładowarce zajmie 9 godzin.
• Nissan Leaf – jest również autem miejskim. Wersja 24 kWh kosztuje 128 tys. zł, natomiast wersja 30 kWh 147.750 zł lub 158.250 zł, w zależności od wyposażenia. Zasięg w wersji 30 kWh do 250 km przy oszczędnej jeździe.
Gdybyście chcieli jednak zamówić elektryczną Teslę, to zapłacicie ponad 100.000 euro. I takie są właśnie realia.
Ogłoszony przez polski rząd plan rozwoju elektromobilności pobudził firmy do działania. Przykładem jest Fabryka Samochodów Elektrycznych (FSE), która powstaje w Bielsku-Białej. Chodzi o samochód elektryczny skonstruowany na bazie fiata 500 produkowanego w Tychach. To dopracowany model, który w 2014 r., jako auto o nazwie BOSMAL 500 E, pokazano na targach motoryzacyjnych eCarTech w Monachium. Nowy model FSE o nazwie 500e nie ma nic wspólnego z autem produkowanym przez Fiata w Meksyku i sprzedawanym w USA.
W polskim 500e zamontowano silnik elektryczny synchroniczny trójfazowy typu PMSM, o mocy 45 KM. Akumulatory ukryto pod podłogą. Samochód powinien maksymalnie rozpędzić się do 135 km/h. Pełne baterie litowo-jonowe o pojemności 14 kWh mają wystarczyć na przejechanie 102 km. Ponowne naładowanie ze zwykłego garażowego gniazdka ma trwać ok. 6 godzin, przy korzystaniu z instalacji siłowej 400V (szybkiego ładowania) czas skróci się do 3 godzin.
Na razie firma chce sprzedawać pojazd własnymi siłami, czyli bez zaangażowania sieci dealerskich. Do końca tego roku bielski zakład zamierza sprzedać pierwszych 10 samochodów. Cena pojazdu oscyluje wokół 100 tys. zł.
W poszukiwaniu gniazdka, czyli biała plama
„Od pół roku jeżdżę samochodem elektrycznym. W Tesli zakochałem się 3 lata temu, jak tylko pokazano pierwsze wizualizacje i nigdy nie myślałem, że będzie mi dane jeździć takim samochodem. Przez te kilka miesięcy wielokrotnie dojechałem samochodem do Gdańska, Wrocławia, Łodzi, Warszawy, Berlina, Kolonii. To były normalne podróże, wyglądały prawie tak samo, jak wszystkie inne podróże. Wsiadałem, jechałem, dojeżdżałem.
Dlaczego prawie? Otóż dlatego, że przez brak sensownej infrastruktury (aktualnie jest w Polsce szczątkowa – kilka ładowarek w Trójmieście, jedna w Poznaniu, kilka we Wrocławiu, jedna w Łodzi, jedna w Krakowie i 19! w Warszawie) jeżdżenie samochodem elektrycznym polega, podobnie jak latanie samolotem, planowania.” - z bloga Po prąd, który znaleźć można także na Facebooku (pod podaną nazwą).
Według danych Obserwatorium Rynku Paliw Alternatywnych ORPA.PL, które monitoruje ogólnodostępną infrastrukturę stacji ładowania pojazdów elektrycznych, w Polsce mamy około 150 punktów w odpowiednim standardzie. Dla porównania - w Europie jest ich ponad 100 tysięcy. Trzeba jednak pamiętać, że ładowarek z prawdziwego zdarzenia jest w kraju tylko kilkadziesiąt. Część punktów wchodzących do zestawienia ORPA.PL to zwykłe gniazdka udostępniane np. przez prywatnych właścicieli lub stacje benzynowe, z których jesteśmy w stanie ładować auto z mocą tylko 3-5 kW, czyli dziesięciokrotnie wolniej.
Dostęp do części z nich jest trudny – czasem trzeba wcześniej zadzwonić i umówić się na ładowanie. Bywa i tak, że z darmowego ładowania przy myjni samochodowej można skorzystać dopiero po wykupieniu mycia w najdroższym pakiecie, czyli za kilkadziesiąt złotych.
Przeczytaj także: Największa bariera dla samochodów na prąd? niechęć przemysłu motoryzacyjnego
W ogromnej większości ładowarki dostępne w Polsce są wolne lub półszybkie, w których trzeba ładować baterię od dwóch do czterech godzin, by energii wystarczyło na kolejnych 100 km. Dla porównania, w ładowarkach szybkich (o mocy 50 kW wykorzystujących prąd stały) naładowanie baterii na taki dystans może zająć tylko kwadrans.
Tymczasem spółka GreenWay Infrastructure Poland zapowiedziała, że do końca 2017 r. uruchomi w kraju 50 stacji szybkiego ładowania samochodów elektrycznych, a do końca I kwartału 2019 ma ich być 75. Stacje mają być ulokowane w bezpiecznym dla użytkownika dostępie, co mniej więcej 85 kilometrów od siebie. To pozwoli na spokojną jazdę przez całą trasę, gdyż przeciętny zasięg auta elektrycznego wynosi od 150 do 450 km. Cały projekt jest współfinansowany z budżetu Unii Europejskiej w ramach mechanizmu finansowego „Łącząc Europę”.
Firma już sygnalizuje trudności – w wielu miejscach musi najpierw uzyskać zgodę koncernów paliwowych (gdy punkt zlokalizowany jest przy lub na stacjach benzynowych), niekorzystnie jest w Polsce skonstruowana także struktura taryf energii elektrycznej. Dochodzą do tego wysokie opłaty stałe na infrastrukturę do ładowania pojazdów elektrycznych.
Pod tym linkiem: http://www.mytesla.com.pl/punkty-ladowania/ znajdziecie mapę punktów do ładowania elektrycznych aut w Polsce, przygotowaną przez koncent Tesla. Uprzedzamy jednak, że ostatnia aktualizacja tej mapy miała miejsce 29 kwietnia 2016 r.
Ile zalet, ile wad?
Napęd elektryczny ma swoje jasne i ciemne strony. Zacznijmy więc ich analizę od plusów.
Plusy samochodów z napędem elektrycznym:
• Silnik elektryczny jest łatwo sterowalny, posiada najwyższą efektywność konwersji energii na ruch (ponad 90 proc., a niektóre modele nawet 98 proc.) oraz jest o wiele prostszy w konstrukcji. Dzięki wysokiemu momentowi obrotowemu i płynnej regulacji obrotów można wyeliminować skrzynię biegów.
• Takie auta są ciche i czyste ekologicznie.
• Koszty energii elektrycznej są bardziej przewidywalne, a samą energię można wytworzyć z różnych źródeł.
• Napęd elektryczny jest w stanie odzyskać część utraconej energii podczas hamowania, gdyż silnik pracuje wtedy na zasadzie prądnicy.
• Znacznie niższe koszty eksploatacji pojazdu elektryczego w stosunku do spalinowego.
• Brak zużycia paliwa – energii elektrycznej podczas stania w korkach.
Pora na przyjrzenie się minusom napędu elektrycznego:
• Samochody te są tak ciche, że piesi mogą ich nie usłyszeć, co stanowi pewne zagrożenie przy przekraczaniu jezdni.
• Stosunkowo niewielkie zasięgi na jednym ładowaniu – 80 proc. obecnie produkowanych aut nie przejedzie więcej niż 200 km.
• Po włączeniu ogrzewania lub urządzeń elektrycznych zasięg samochodu elektrycznego drastycznie spada.
• Przy -20 st. C pojemność akumulatorów spada o połowę, co po włączeniu ogrzewania może oznaczać, że zasięg nie przekroczy 50 km.
• Mniejszy bagażnik i ładowność, ze względu na ciężkie akumulatory.
• Skracanie się zasięgu wraz ze zużyciem akumulatorów.
Wśród naukowców panuje dość powszechne przekonanie, że w najbliższych latach w autach elektrycznych jesteśmy skazani na akumulatory litowo-jonowe, bo od pomysłu w laboratorium do przemysły droga długa. W ramach alternatywy w nadchodzącej dekadzie możemy się spodziewać baterii litowo-wodorkowo-metalowych, które także mają znacznie większą gęstość magazynowania energii. Skoki technologiczne w stronę akumulatorów litowo-siarkowych, czy litowo-powietrznych przed 2025 rokiem raczej nie nastąpią.
Jeśli jednak sprawdzą się przewidywania znawców tematu co do redukcji masy ogniw oraz ich ceny, to już wkrótce najpopularniejsze auta elektryczne będą mogły przejechać 400 km, a szybkie ładowanie baterii (do 80 proc. pojemności) potrwa pół godziny. Takie parametry cechują dziś Teslę, tylko cena auta koncernu powala (wspominaliśmy – około 100.000 euro). Pozostaje jeszcze technologia, którą można rozwijać równolegle, czyli ogniwa paliwowe. W tym przoduje Toyota, ale problemem jest brak infrastruktury do tankowania.
Optymiści twierdzą jednak, ze jeśli tempo spadku cen akumulatorów litowo-jonowych utrzyma się, to za 5 lat auta elektryczne będą mogły konkurować z samochodami klasycznymi.
Zainteresowanym tematem tzw. elektryków polecamy stronę: http://samochodyelektryczne.org/, gdzie znajdziecie ogromną ilość informacji o tych pojazdach oraz nowości z rynku.
Ewa Grochowska
Źródła:
FOTO: elektronikab2b.pl/
Autor artykułu:
Planergia |
Planergia to zespół doświadczonych konsultantów i analityków posiadających duże doświadczenie w pozyskiwaniu finansowania ze środków pomocowych UE oraz opracowywaniu dokumentów strategicznych. Kilkaset projektów o wartości ponad 1,5 mld zł to nasza wizytówka.
Planergia to także dopracowane eko-kampanie, akcje edukacyjne i informacyjne, które planujemy, organizujemy, realizujemy i skutecznie promujemy.