Ustawa o OZE – pisanie o niej przypomina już scenariusz „Klanu”. Tyle się dzieje i tak samo się wlecze. Bo oto mamy… zakończone konsultacje społeczne projektu. Prawie zwycięstwo.
Jak nas jednak uczy reklama pewnego napoju, „prawie” robi wielką różnicę.
Sięgnijmy do niezrównanego wicepremiera (byłego) Waldemara Pawlaka, który jeszcze przez zakończeniem owych społecznych konsultacji, podczas Polskiego Kongresu Energii Odnawialnej w Olsztynie, stwierdził z właściwą sobie ironią:
- Mały trójpak był gotowy już dwa lata temu, a dopiero w lipcu 2013 roku został przyjęty. Patrząc na dotychczasowe tempo prac można stwierdzić, że nowa ustawa o odnawialnych źródłach energii to projekt, który może być procedowany nawet przez kilka lat.
Koniec cytatu.
Obecny na tym samym kongresie wiceminister gospodarki (były) Mieczysław Kasprzak, któremu ustawa o OZE jest bliska, bo osobiście pracował nad jej ostatnią wersją, odniósł się do problematyki kosztów produkcji energii mówiąc, że odnawialne źródła energii są obecnie tylko pozornie droższe od elektrowni konwencjonalnych. Biorąc bowiem pod uwagę korzyści ekologiczne, zdrowotne i ekonomiczne, ta cena nie wydaje się już tak duża.
Dziwnym trafem opinie te wypowiadają oba byli już wysocy przedstawiciele rządu. Zapewne zbieżność jest tu zupełnie przypadkowa.
” |
Obok pachnącego świeżością kolejnego projektu ustawy o odnawialnych źródłach energii, gdzie m. in. dotychczasowy system zielonych certyfikatów zastąpić ma system aukcji, ministerstwo gospodarki przedstawiło także inny dokument odnoszący się do tzw. cen referencyjnych energii z OZE. |
Przy ich ustalaniu będą brane pod uwagę wyniki analiz ekonomicznych średnich kosztów wytwarzania energii elektrycznej oraz ekspertyza Instytutu Energetyki Odnawialnej (IEO) pt. „Analiza dotycząca możliwości określenia niezbędnej wysokości wsparcia dla poszczególnych technologii OZE" z kosztami wytwarzania energii (LCOE) z OZE.
I natychmiast wybuchła awantura.
Ustawa o OZE określona została przez autora ekspertyzy, czyli IEO mianem restrykcyjnej, a w komentarzu czytamy dalej, iż: „IEO informuje, że koszty LCOE w ekspertyzie zostały policzone przy założeniu, że dokonano w Polsce pełnej transpozycji dyrektywy o promocji OZE oraz wdrożona została w pełni ustawa o OZE w wersji z października 2012 roku.
Oznacza to między innymi, że rozwinął się zdywersyfikowany rynek dostawców energii z OZE w ramach sprawdzonych już praktyk rynkowych oraz wdrożone zostały instrumenty stabilizacji rynku świadectw pochodzenia, co obniżyło ryzyko i pozwalało na przyjęcie do analiz ekonomicznych niskiego kosztu kapitału.
Założenia te i obliczone koszty LCOE nie mają bezpośredniego zastosowania w przypadku wejścia w życie nowej propozycji projektu ustawy o OZE z dn. 13/11/2013 z systemem aukcyjnym i nie powinny służyć do oceny skutków tej regulacji, jak to ma miejsce.”
Koniec cytatu.
Skąd ta opinia o restrykcyjności najnowszego dzieła resortu gospodarki dotyczącego odnawialnych źródeł energii?
Zaproponowany system nie wspiera OZE w takim stopniu, jak poprzednie wersje, właśnie za sprawą aukcji zastępujących certyfikaty. A więc oszczędność. Pytanie – dla kogo?
Odpowiada na nie Jerzy Pietrewicz – wiceminister gospodarki tłumacząc, że obecnie obowiązujące mechanizmy wsparcia zielonej energii kosztują budżet państwa około 4 mld zł rocznie, przy czym z odnawialnych źródeł pochodzi dzisiaj 11,2 proc. wytworzonej energii.
Zmiana zielonych certyfikatów na aukcje ma przynieść obniżenie kosztów wytworzenia energii z OZE na poziomie 40 proc. Budżet państwa zatem bez wątpienia oszczędność tę odczuje.
Czy odczują to także wytwórcy i/lub konsumenci tej ekologicznej energii? Sądząc po temperaturze awantury, która wybuchła po ogłoszeniu nowego projektu, jak również emocjonalności oświadczeń rozmaitych stowarzyszeń, organizacji i izby przedsiębiorców związanych z OZE, odpowiedź na to pytanie wydaje się nie być już tak jasna, jak jasne jest wyliczenie przedstawiciela rządu.
Tymczasem według raportu organizacji Client Earth, Polska należy do unijnych liderów w zakresie opóźnień we wdrażaniu dyrektyw energetycznych Wspólnoty.
Jak twierdzi Rober Rybski z Client Earth, termin dokonania transpozycji unijnej dyrektywy o OZE minął 5 grudnia 2010 r. Do polskiego prawa została ona implementowana tylko częściowo i z prawie trzyletnim opóźnieniem. W efekcie Komisja Europejska domaga się zasądzenia kary, dla której wysokość stawki dziennej za każdy dzień pozostawania w stanie braku transpozycji wynosi 133.228,80 euro.
Prosto, jasno, treściwie, do sedna.
W podobny sposób wypowiada się Jarosław Krzyżanowski, prezes Tractebel Engineering na łamach wnp.pl. - Obecnie inwestorzy stoją w blokach startowych. Ci, którzy lepiej się przygotują we wstępnym okresie, będą mogli w przyszłości osiągać większe korzyści. Dopóki ustawa o OZE nie wejdzie w życie, nie poznamy jednak stawki, o którą gramy. Niepewność w energetyce to jest coś, co zabija inwestycje.
Jak skutecznie to robi, przekonuje nas Bank Ochrony Środowiska, który pod koniec roku poinformował, iż właśnie zamyka projekt dofinansowania dla 700 producentów rolnych, którzy dzięki inwestycjom ekologicznym mieli szanse stworzyć nowe miejsca pracy i pobudzić lokalne przedsiębiorstwa.
Tak się jednak nie stanie przez brak odpowiednich przepisów prawnych, które uniemożliwiają zaplanowanie zysków z inwestycji i blokują przyznawanie kredytów.
I to by było na tyle, jak mawiał Jan Tadeusz Stanisławski – profesor mniemanologii stosowanej, którego wykład o wyższości Świąt Wielkiejnocy nad Świętami Bożego Barodzenia, nie od rzeczy, w tym miejscu polecamy.
Ewa Grochowska
Autor artykułu:
Planergia |
Planergia to zespół doświadczonych konsultantów i analityków posiadających duże doświadczenie w pozyskiwaniu finansowania ze środków pomocowych UE oraz opracowywaniu dokumentów strategicznych. Kilkaset projektów o wartości ponad 1,5 mld zł to nasza wizytówka.
Planergia to także dopracowane eko-kampanie, akcje edukacyjne i informacyjne, które planujemy, organizujemy, realizujemy i skutecznie promujemy.