Kierowca pod prądem
Przewiń do artykułu
Menu

Na razie w formie pilotażowej, demonstracyjnej, ale jednak. Pojawią się w Polsce stacjonarne i mobilne magazyny energii dla samochodów elektrycznych. Zainstaluje je Tauron. A co z samymi pojazdami na prąd?

 


Elektryczne auta to nadal raczej nowinka na europejskich drogach, niż rozwijająca się powszechność. Jak na razie, usilne starania o to, ażeby prąd zastąpił benzynę i ropę na drogach, nie przyniosły spektakularnych rezultatów.


Wprawdzie  sprzedaż tych pojazdów rośnie, ale wciąż stanowią one niewielką część rynku. Konsumenci nadal wybierają tradycyjne auta, bo te elektryczne są po prostu za drogie.


Spójrzmy więc na ceny. W Polsce elektryczny model Citroena C-Zero startuje od 121.770 zł brutto, Mitsubishi i-MiEV – od 112.900 zł, Peugeot iOn – od 121.770 zł, Renault Fluence Z.E.- od 109.990 zł, Renault Kangoo Z.E. – od 79.900 zł.


W tej kwestii zatem jest jasność – to nie są dzisiaj samochody na przeciętną kieszeń. Ani w naszym kraju, ani też w bogatszych społeczeństwach UE.


Nie dziwi więc fakt, iż według danych Komisji Europejskiej, w 2011 roku w Europie Zachodniej sprzedano tylko 11 tys. elektrycznych aut.  Z kolei w 2012 roku nabywców znalazło tutaj około 22 tys. samochodów akumulatorowych, co jednak jest skokiem o 100 proc.


Jednak to wciąż bardzo mało, w porównaniu ze sprzedażą konwencjonalnych pojazdów. Od stycznia do grudnia zeszłego roku na Starym Kontynencie sprzedano 10,9 mln aut napędzanych silnikami benzynowymi i dieslowskimi.

 

Elektryczna Formuła 1?

 

Decyzji o kupnie samochodu elektrycznego nie ułatwia nie tylko jego cena. Chodzi także o wątpliwości, ile takie auto naprawdę potrafi. Myślimy często tak, że porusza się ono wolno, nie ma mocy ani przyspieszenia. Słowem – lipa, tyle, że ekologiczna.


Błędne to myślenia skorygować może Volar-e, posiadający 1000 koni mechanicznych, rozpędzający się do setki w niespełna 3,5 sekundy i przekraczający 300 km/h elektryczny samochód, zaprezentowany niedawno na torze w Barcelonie, podczas testów Formuły 1.


Pojazd kosztował ponad 4 mln euro, z czego połowę pokryła Unia Europejska. Wszystko po to, by promować elektryczne samochody, których upowszechnienia chciałaby Komisja Europejska.


Jak zwykle praktyczni i uporządkowani Niemcy już w 2009 przyjęli narodowy plan rozwoju elektromobilności, który przewiduje, że do 2020 roku po drogach tego kraju będzie się poruszać milion samochodów z napędem elektrycznym.


W tym celu opracowali już standardy dla akumulatorów i stacji, w których będą doładowywane te samochody. Co ważne, w tych stacjach wykorzystywana będzie głównie energia ze źródeł odnawialnych.


Koncern Volkswagena planuje wprowadzić na rynek swój pierwszy samochód z napędem elektrycznym w tym roku. Będzie to Golf Blue-e-motion, dostępny w sprzedaży w Europie w zimie.

 

Atrakcyjna Polska

 

Jak podaje Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIiIZ), Polska, Czechy i Rumunia znalazły się w czołówce najbardziej atrakcyjnych rynków dla sprzedaży samochodów elektrycznych w Europie Środkowo-Wschodniej.


Znaczący wzrost rynku - z 245 sztuk sprzedanych w 2011 roku do 62.000 sztuk prognozowanej sprzedaży do 2017 roku - jest efektem rosnącego zapotrzebowania na wygodne i efektywne ekologicznie rozwiązania, przede wszystkim w miastach.  Nie bez znaczenia również pozostaje fakt, iż ceny samochodów elektrycznych znacząco i systematycznie spadają.


W Polsce udział sprzedaży pojazdów elektrycznych oraz typu plug-in (z napędem hybrydowym i elektrycznym) może w ciągu 5 lat osiągnąć poziom 4,4 proc. ogółu sprzedaży samochodów osobowych i lekkich samochodów dostawczych. Optymiści mówią nawet o 9 proc., ale ten scenariusz wydaje się szyty nieco na wyrost.

 

Kontrowersyjne dopłaty

 

Dążenie do redukcji emisji gazów cieplarnianych, w tym CO2, jako celu państw Unii Europejskiej, zawartego w dyrektywach, wywołało w ubiegłym roku w Polsce dyskusję na temat systemu zachęt do kupowania samochodów elektrycznych.


Wśród licznych głosów „za”, znaleźliśmy także te „przeciw”, z których głos przytoczony na portalu www.samochodyelektryczne.org wydaje się szczególnie interesujący.


Autor, kryjący się pod nickiem RaveN, jest zdania, iż „aby ktoś mógł kupić taniej pojazd elektryczny, należy najpierw pod przymusem w postaci podatków zabrać odpowiednią ilość pieniędzy innym osobom.”


Ponadto uważa on, że dyskusja o systemie dopłat do samochodów na prąd wywołała zastój inwestycyjny w całej branży. „Czy można się dziwić, że polscy przedsiębiorcy wstrzymują się z budową infrastruktury do ładowania, jeśli mają świadomość, że potencjalna konkurencja może uzyskać za jakiś czas dopłatę? To samo tyczy się samochodów – po co kupić go dziś, skoro za pół roku może być sztucznie tańszy?” – pyta RaveN.


Autor twierdzi, że systemy dopłat rozleniwia przedsiębiorców, którzy uważają, że to państwo zbuduje im rynek, a potem, po początkowej euforii, przy zderzeniu z prawdziwym rynkiem, przychodzi załamanie, a często plajta, jak to ma miejsce w wielu dziedzinach, np. w USA.


Internauta o nicku Uran polemizuje z tezami zawartymi w artykule, pisząc: „Gdyby nie dopłaty, zarówno dla nabywców jak producentów, czy badań nad akumulatorami w USA, Wlk. Brytanii i innych krajach, to nie mielibyśmy tak burzliwego rozwoju rynku pojazdu elektrycznych jak w ostatnich latach.


Demagogiczna jest teza, że nie pomagając dopłatami pojazdom elektrycznym, pomagamy im dzięki oszczędnościom. To tak samo, jak kiedyś nie powinno się okładać benzyny bezołowiowej niższym podatkiem, niż tej z ołowiem. Ciekawe, gdzie byśmy byli, gdyby nie ten sposób wsparcia ekologii. Przecież i tak łagodniejszy, niż niespodziewany zakaz sprzedaży benzyny ołowiowej, a do bezołowiowej wiele pojazdów jeszcze nie było przygotowanych.


Myślę, że jest wiele sposobów wspierania rozwoju pojazdów elektrycznych, tylko trzeba je umiejętnie wybrać, aby korzyści przeważyły wydatki.”


Cały ten interesujący artykuł, wraz z głosami polemicznymi, można przeczytać tutaj:
Dopłaty do zakupu aut elektrycznych w Polsce

 

Tauron z Chińczykami

 

Tak jak samochody o napędzie konwencjonalnym muszą mieć swoje stacje paliw, tak pojazdy elektryczne muszą mieć swoje punkty ładowania energii.
Spółka Tauron Dystrybucja podpisała w lutym tego roku z chińskim BIT Huachuang Electric Vehicle Technology umowę o współpracy służącej tworzeniu infrastruktury magazynowania energii.


System, rozwijany w ramach tego projektu, ma wykorzystywać akumulatory najnowszej generacji oraz stacje ładowania i wymiany akumulatorów. To pierwszy tego typu projekt w Polsce. Będzie miał charakter demonstracyjny.


Chodzi o wykorzystanie stacjonarnej i mobilnej infrastruktury elektroenergetycznej do magazynowania energii, wspierającej stabilizację pracy sieci elektroenergetycznej oraz niskoemisyjny transport z napędem elektrycznym. Czyli właśnie samochody elektryczne.


Prognozy niektórych agencji badawczych, np. Frost and Sullivan, które podają, iż w Europie Środkowo-Wschodniej do 2017 roku rynek samochodów elektrycznych może urosnąć o 150 proc. wydają się obecnie nierealne.


Dzisiejszy świat jednak, wraz z szaleńczym tempem rozwoju innowacyjnych technologii, jest tak nieprzewidywalny, że wszystko może się zdarzyć. Może więc zobaczymy wkrótce nasze drogi zapełniające się samochodami, za którymi nie ciągnie się smużka błękitnego dymu? Kto wie…

 

Ewa Grochowska

 
Planergia poleca:
Autor artykułu:
Planergia

Planergia to zespół doświadczonych konsultantów i analityków posiadających duże doświadczenie w pozyskiwaniu finansowania ze środków pomocowych UE oraz opracowywaniu dokumentów strategicznych. Kilkaset projektów o wartości ponad 1,5 mld zł to nasza wizytówka.

Planergia to także dopracowane eko-kampanie, akcje edukacyjne i informacyjne, które planujemy, organizujemy, realizujemy i skutecznie promujemy.

info@planergia.pl