To z powodu niego młody inżynier, chyba z 15 razy musiał odbywać długie rozmowy ze swoim klientem. Jednym z pierwszych. Pan Bartosz był jednak nieustępliwy. I wiedział czego chce.
Walka o zaprojektowanie zintegrowanego systemu grzewczego w nowobudowanym domu Bartosza i Danuty zaczęła się w styczniu 2003 roku. Tak, to była walka, bo w tamtych czasach w Polsce o energooszczędności nie słyszał prawie nikt, a np. o budownictwie pasywnym dokładnie nikt. No, może oprócz pasjonatów nowinek technologicznych. Ostatecznie udało się i w listopadzie ogrzewanie ruszyło. Wszystkie wewnętrzne prace wykończeniowe odbywały się już w ogrzewanym domu.
Bartosz bardzo chciał tu zamieszkać. Panewniki – dzisiaj duża, zielona dzielnica Katowic, 15 minut jazdy autobusem z centrum – wówczas wyglądała niemal jak wieś. Kilkadziesiąt metrów od salonu, w którym teraz siedzimy, rozciągały się pola uprawne, po których jeździły zakonnice na traktorach. Niedaleko był ich klasztor. Czysty surrealizm.
W każdym razie Bartosz nie ustępował. Założył, że wybuduje duży dom. Będzie miał z 1200 m3 kubatury i 300 m2 powierzchni użytkowej. Jak również podwójny garaż, garderoby i kotłownię. I właśnie w tej kotłowni będzie serce całego systemu tego domu. Bo to miał być dom energooszczędny. Dokładnie taki, w jakim teraz siedzę.
- Na rynku materiałów budowlanych i urządzeń było skromnie. Tymczasem ja potrzebowałem pompy ciepła, kolektorów słonecznych, kominków z płaszczem wodnym. Zaczęły się wówczas pojawiać ogniwa fotowoltaiczne, ale były drogie, a ich wydajność kiepska. Natomiast sprawność kolektorów słonecznych wzrastała, na rynek weszły też pompy ciepła dwustopniowe, działające na zasadzie kaskady. O, i to mnie zainteresowało na dobre – wspomina Bartosz.
Zrezygnował z rekuperatorów, bo wymagało to zbudowania w domu zamkniętego mechanicznego układu wentylacji, którego nie najcichsza praca przeszkadzałaby Danucie. Wybrał więc tradycyjną konwekcyjną wentylację, która jest bezgłośna, a opiera się na kratkach wentylacyjnych i mikro-wentylacji poprzez ramy okien. Postanowił jednak, że w ich domu powstanie zintegrowany system ogrzewania. I stąd te 15 spotkań z młodym inżynierem, którego gdzieś tam wypatrzył w internecie.
- W tamtych latach najtrudniejsze było zbudowanie systemu, w którym pompa ciepła, kolektory słoneczne i płaszcz wodny w kominku byłyby zintegrowane w jeden system. – mówi Bartosz – W takim systemie najważniejszy był tzw. bufor wodny. Trudno było znaleźć taki o odpowiednich parametrach, wystarczająco duży. W końcu wybrałem Viessmanna.
Idziemy do kotłowni. Wiadomo, jak wygląda tradycyjna kotłownia. Tymczasem widzę, że trafiam do… kuchni. Zapasowej. Obok pralki, suszarki i ciągu kuchennego ze zlewozmywakiem i czajnikiem na wodę, oddzielony niewidzialną linią przeznaczenia powierzchni, stoi 850-litrowe „serce” tego domu. Przypomina wielki kocioł. Wówczas to był największy dostępny na rynku bufor. Dzisiaj w sprzedaży są już większe tego typu zbiorniki.
Zbiornik ma 5 wejść. Każde wejście połączone jest z wymiennikiem, który w zależności od przeznaczenia oddaje ciepło wodzie w buforze, albo je z niego pobiera. Do pierwszego z nich podłączona jest pompa ciepła. Drugi wymiennik połączony jest z 4 kolektorami słonecznymi. Patrzę na wskaźnik. Jest słoneczny, ale chłodny październikowy dzień. Wskaźnik temperatury glikolu w kolektorze pokazuje temperaturę 95,6 st. C. Niesamowita ilość energii.
Trzeci wymiennik połączony jest z płaszczem wodnym kominka. Czwarty wymiennik grzeje wodę użytkową, która cały czas cyrkuluje, zaś piąty jest wykorzystywany do ogrzewania podłogowego. – Ten zbiornik 8 lat temu był na rynku absolutną nowością. I do tej pory nic złego się z nim nie dzieje. Wymaga jedynie corocznych kontroli, jak każde tego typu urządzenie – wyjaśnia gospodarz.
Zaletą zintegrowanego systemu ogrzewania w domu Bartosza i Danuty jest zasada, wedle której on działa. Polega ona na tym, że otwiera się ten wymiennik ciepła, który w danej chwili ma najwyższą temperaturę. Jeśli więc w kominku płonie ogień, to tenże kominek przejmuje na 2-3 godziny funkcję grzewczą. Jeśli najwyższą temperaturę wykazują kolektory słoneczne, wówczas one przejmują tę funkcję. Na ogrzanie całego domu wystarczy moc rzędu 24 kilowatów, tak więc w praktyce każde z trzech zainstalowanych tu źródeł ciepła jest w stanie go ogrzać samoistnie.
Obok zbiornika, w kotłowni zainstalowana jest także pompa ciepła, przez którą przepływa glikol, pompowany z podziemnej instalacji, o temperaturze około 4 st. C, służący do ogrzania rozprężonego gazu. Gaz ten, wcześniej sprężany, ogrzewa wodę do max. 56 st. C w wymienniku bufora. Glikol wraca do ziemi mając temperaturę od 0 do - 3 st. C i po przejściu przez rury ziemia ogrzewa go ponownie do temperatury około 4 st. C, po czym trafia do pompy. Bywa często, iż poprzez kominek uzyskiwany jest nadmiar energii, wtedy specjalny wymiennik podgrzewa glikol i ten na wyjściu do ziemi ma temperaturę wyższą od 0 do - 3 st. C.
- Niewątpliwą zaletą tego systemu jest to, że w przypadku chwilowego braku prądu on sam „wstaje”, czyli włącza się automatycznie sam – dodaje Bartosz. Pytany o koszty początkowe, gdy zaczynał budowę, mówi, że musiał wydać około 30, maksymalnie 40 proc. więcej, niż przy wznoszeniu domu metodą tradycyjną. Mieszkają w tym domu już 6 lat, system działa ponad 8 lat, a od dwóch lat mogą mówić o zwrocie poniesionych wyższych nakładów inwestycyjnych w stosunku do systemów tradycyjnych. – Natomiast teraz oszczędzam na rachunkach bieżących, więc w pewien sposób zarabiam – mówi gospodarz.
Do domu doprowadzony jest prąd i woda, to jedyne media. Miesięczne rachunki za oświetlenie budynku i ogrodu, pracę urządzeń kuchennych, sauny, wanny z hydromasażem i oświetlenia zewnętrznego, to koszt około 900 zł. Przypomnijmy, że dom ma 1200 m3 kubatury i 300 m2 powierzchni użytkowej. Gdybyśmy tę kwotę przyporządkowali, zachowując proporcje, do 70-metrowego mieszkania, to wyszłoby, iż jego właściciel korzystający z systemu Bartosza i Danuty, płaciłby około 150 zł miesięcznie. I to dopiero pokazuje skalę oszczędności.
Oprócz korzyści nieco oddalonych w czasie, jak właśnie te niskie rachunki, właściciel domu energooszczędnego uzyskuje profity natychmiastowe. Są nimi: czyste powietrze w budynku, możliwość rezygnacji z konieczności składowania paliwa (oszczędność miejsca), brak kaloryferów brudzących ściany każdej zimy, komfortowa temperatura wszystkich pomieszczeń.
Jak szacuje Bartosz, jego energooszczędny dom ma o 10-15 proc. wyższą wartość rynkową, niż dom o podobnej kubaturze wybudowany w technologii tradycyjnej. Właściciel nie nosi się jednak z zamiarem sprzedaży panewnickiego domu. Bartosz i Danuta już nie wyobrażają sobie życia gdzie indziej, niż tutaj, w dzielnicy, która dzisiaj jest jedną z najpiękniejszych dzielnic Katowic.
Ewa Grochowska
Autor artykułu:
Planergia |
Planergia to zespół doświadczonych konsultantów i analityków posiadających duże doświadczenie w pozyskiwaniu finansowania ze środków pomocowych UE oraz opracowywaniu dokumentów strategicznych. Kilkaset projektów o wartości ponad 1,5 mld zł to nasza wizytówka.
Planergia to także dopracowane eko-kampanie, akcje edukacyjne i informacyjne, które planujemy, organizujemy, realizujemy i skutecznie promujemy.