Gwałtowny rozwój źródeł energii odnawialnej w Niemczech, oprócz problemów gospodarczych, ma także i inną, nieco zaskakującą, odsłonę.
Jak informuje portal www.interia.pl, ekologiczna rewolucja okazała się być tak kosztowna, iż Niemcy zaczęli… kraść drzewo z lasów, ażeby palić nim w piecach.
Dwa lata po tym, jak niemiecki rząd podjął decyzję o zamknięciu wszystkich elektrowni nuklearnych oraz przestawieniu się na ekologiczne źródła energii, kraj przeżył prawdziwy „szok” ekologiczny.
Prądu jest, co prawda, pod dostatkiem, ale okazuje się, że dramatycznie brakuje sieci przesyłowych, budowa nowych budzi protesty, a cena dostaw alarmująco rośnie.
Problem dotyczy choćby prądu produkowanego na bałtyckich farmach wiatrowych, a mającego dotrzeć do przemysłowego zagłębia w południowo-zachodniej części kraju.
Berlin jest skazany na pomoc Paryża, Warszawy oraz Pragi, które udostępniają mu przygraniczne sieci przesyłowe. A i to nie wystarcza. Od dwóch lat Czesi i Polacy nieustannie skarżą się na gigantyczne ilości prądu w sposób nieprzewidywalny wdzierają się do ich systemów. Oba kraje zagroziły, że odetną Niemcy od swojej infrastruktury.
W Berlinie ruszyła karuzela z pomysłami na rozwiązanie tego problemu. Niemieccy politycy podzielili się na tych, którzy popierają pomysł częściowej nacjonalizacji sieci przesyłowych i tych, którzy się temu stanowczo sprzeciwiają.
Nie brak innych pionierskich inicjatyw. W landzie Szlezwik-Holsztyn władze i tamtejszy operator sieci, firma Tennet, postanowiły dopuścić do interesu lokalne społeczności. 15 proc. z 150 km nowych sieci między miejscowościami Niebuell i Brunsbuettel ma trafić w ręce drobnych inwestorów.
Tymczasem niewielka wioska Feldheim, 60 km na południowy zachód od Berlina jest miejscem międzynarodowych pielgrzymek. W 37 domach żyje 150 ludzi, a nad dachami budynków pną się w górę 43 turbiny wiatrowe.
Dzięki energii produkowanej przez wiatraki i pobliską biogazownię, Feldheim mogło już kilka lat temu ogłosić energetyczną niezależność. Po katastrofie w Fukushimie miejscowość stała się dodatkowo celem odwiedzin ekspertów z całego świata, choć w całej wsi nie ma nawet baru, w którym można by wypić kawę.
Jednak i tak miejscową infrastrukturę przyjeżdża oglądać kilka tysięcy osób w ciągu roku. Do Feldheim zajechały delegacje m.in. z Iranu i Korei Północnej. Połowa odwiedzających to jednak Japończycy, którzy szukają po świecie optymalnych rozwiązań, mających zapobiec kolejnym Fukushimom.
Na razie Feldheim pozostaje miejscem wyjątkowym. Przygnieceni przez wysokie ceny energii (Krajowe Stowarzyszenie Najemców szacuje, że ceny ogrzewania miały tej zimy wzrosnąć o 22 proc.) Niemcy chętniej uciekają się do bardziej tradycyjnych metod oszczędzania na energii - jak choćby kradzież drewna z lasu.
W landzie Brandenburgia kradzione jest 10 proc. wycinanego drewna. Oznacza to straty w wysokości pół miliona euro. Władze Bawarii szacują liczbę kradzieży na poziomie 5 proc.
Na realizację Energiewende – energetycznego punktu zwrotnego - w ciągu najbliższej dekady Berlin będzie potrzebować sumy co najmniej 10-20 mld euro. W dobie kryzysu banki niechętnie kredytują, nawet tak z pozoru intratne inwestycje jak budowa nowych sieci przesyłowych.
Koniec końców koszty zielonej rewolucji u naszych zachodnich sąsiadów zostaną więc przerzucone na podatników i konsumentów.
Czytaj także:
Po rewolucji płoną lasy
(ewka)
Autor artykułu:
Planergia |
Planergia to zespół doświadczonych konsultantów i analityków posiadających duże doświadczenie w pozyskiwaniu finansowania ze środków pomocowych UE oraz opracowywaniu dokumentów strategicznych. Kilkaset projektów o wartości ponad 1,5 mld zł to nasza wizytówka.
Planergia to także dopracowane eko-kampanie, akcje edukacyjne i informacyjne, które planujemy, organizujemy, realizujemy i skutecznie promujemy.