Z treści projektu komunikatu Komisji Europejskiej do Parlamentu Europejskiego i państw członkowskich wynika, że choć rynki państw Wspólnoty mają się dalej integrować i stawiać na odnawialne źródła energii, to programy wsparcia dla OZE mogą ulegać stopniowemu wygaszaniu.
Znamy model rynku, który zaproponuje Komisja Europejska. Jest „szyty” pod odnawialne źródła energii, nastawiony na integrację rynków państw UE i bardzo niechętny mechanizmom wspierania mocy.
Wspomniany dokument nosi nazwę „Rozpoczęcie publicznych konsultacji w sprawie nowego modelu rynku energii elektrycznej”. Bruksela widzi właściwe wykorzystanie odnawialnych źródeł energii jako kwestię kluczową.
Jego autorzy zwracają uwagę na dezaktualizację obecnego modelu rynkowego, w którym głównym wytwórcą energii były scentralizowane elektrownie zasilane paliwami kopalnymi. Dostarczały prąd firmom, gospodarstwom domowym czy innym budynkom na ograniczonym obszarze, zwykle jednego państwa.
Dzisiaj przechodzimy do modelu zdecentralizowanej podaży, co zwiększyło liczbę uczestników rynku. Wymaga to dostosowania rynku energii elektrycznej do nowej rzeczywistości, tak aby zintegrować wszystkich uczestników i włączyć w to odnawialne źródła energii. Skutkiem ma być ograniczenie konieczności wprowadzania mechanizmów wspierających.
W Polsce oczekiwano od Komisji szybkiego wygaszania subsydiów do OZE. Bruksela jest jednak bardziej ostrożna – woli stopniowo wypalać świeczkę zamiast ją natychmiast zgasić. Już sam tytuł stosownego rozdziału dokumentu jest znaczący: „dostosowanie modelu rynku do OZE i systemów wsparcia do rynku”.
W dokumencie znalazło się zdanie:
” |
„W pełni funkcjonalny rynek energii musi pozwalać energii elektrycznej płynąć tam, gdzie jest na nią największy popyt i gdzie jest najlepiej wyceniania, wyciągając najwięcej korzyści z konkurencji transgranicznej i tworząc prawidłowe sygnały zachęcające do właściwych inwestycji”. |
W praktyce znaczy to niewiele. - To nie źródła odnawialne będą się musiały dostosować się do rynku, ale rynek do źródeł odnawialnych – powiedział WN kilkanaście dni temu wysoki urzędnik Dyrekcji Generalnej Energetyki w KE.
Skąd taka teoria? W projekcie czytamy, że unijne cele do 2030 r., czyli: 40 proc. redukcja CO2, 27 proc. udział OZE oraz zmniejszenie zużycia energii o 27 proc. wymagają przyspieszenia dekarbonizacji.
„Osiągnięcie tych celów jest możliwe, jeśli udział OZE w mocy zainstalowanej wyniesie 50 proc. Dziś rynki nie są wystarczająco elastyczne, zarówno po stronie popytowej, jak i podażowej, aby wykorzystać rosnący udział energetyki odnawialnej. Nowy model rynku powinien sprawić, że rynki energii będą w pełni wspierać tę transformację przy minimalnym koszcie, poprzez usunięcie przeszkód dla odnawialnej energii ”.
Holenderski premier Mark Rutte powiedział kiedyś, że wiatraki napędzają nie wiatr, ale subsydia. Swoją burzliwą ekspansję odnawialne źródła energii zawdzięczają rozmaitym systemom wsparcia, oddzielnym w każdym kraju UE. Komisja stara się je ujednolicić, głównie przy pomocy wydanych w zeszłym roku wytycznych na temat pomocy publicznej w energetyce.
Co więc z dotacjami do OZE? Dokument nie wyznacza żadnych dat, w których poszczególne technologie powinny osiągnąć dojrzałość i poradzić sobie bez wsparcia. Możemy przeczytać jedynie, że „inwestycje w OZE powinny brać pod uwagę lokalną specyfikę, dostęp do sieci, akceptację opinii publicznej, lokalną konsumpcję, jak również warunki inwestycyjne, w tym opodatkowanie. Funkcjonujący rynek sam tworzy sygnały, gdzie i kiedy powinna być produkowana energia z OZE”.
Są to, niestety, w dużej mierze pobożne życzenia Brukseli. Każde państwo tworząc system wsparcia dla OZE jest zainteresowane tym, żeby inwestorzy tworzyli miejsca pracy w tymże kraju i aby energia była produkowana na miejscu. To dlatego panele fotowoltaiczne instaluje się także w Niemczech, a nie wyłącznie w Grecji czy Hiszpanii, gdzie wyprodukowałyby więcej energii. Taryfy niemieckie opracowano na rzecz niemieckich, a nie greckich czy włoskich inwestorów.
Komisja Europejska zdaje sobie sprawę, że system wspierania OZE nie może trwać w nieskończoność, choć w dokumencie takie zdanie nie pada. Znalazło się za to stwierdzenie, iż reforma rynku powinna doprowadzić do sytuacji w której "inwestycje w OZE są wywoływane przez rynek, a istniejące wyjątki spod reguł rynkowych, jeśli to okaże się potrzebne, powinny zostać ponownie rozpatrzone".
Czyli wspieranie tak, ale tylko, jeśli będzie konieczne. Oczywiście KE pisze, że potrzebna jest efektywność kosztowa, unikanie nadmiernego wsparcia i zniekształceń rynku. Komisja odwołuje się też do współpracy regionalnej, tak aby OZE powstawały w „optymalnych lokalizacjach geograficznych”.
Wszystko to jest, niestety, trochę mało konkretne. Ciśnie się pod pióro sporo pytań. Jakie wyjątki spod zasad rynkowych powinny być ponownie rozpatrzone? Jak skierować strumień inwestycji w OZE: tam, gdzie to jest najbardziej wydajne, a nie tam, gdzie wsparcie będzie najwyższe? Jak długo ma trwać wspominane „w międzyczasie”, czyli okres, w którym OZE trzeba będzie wspierać?
Przyzwoitość powinna nakazać Brukseli dokonania choćby próby odpowiedzi na te pytania w prezentowanym dokumencie. Bez tego pozostawia on spory niedosyt.
W drugiej części dokumentu Komisja naciska na rozbudowę interkonektorów, zarządzanie popytem, inteligentne sieci i liczniki. Receptą na rozchwianie rynku spowodowane nieprzewidywalnością OZE mają być kontrakty długoterminowe wytwórców z konsumentami. Tu znów brakuje propozycji konkretnych rozwiązań.
Bruksela przyznaje, że rozwój OZE spowodował określone trudności, ale nie należy się zniechęcać.
” |
„Na niektórych rynkach ogromna skala kapitałochłonnych inwestycji w produkcję energii z wiatru i słońca o koszcie krańcowym bliskim zera doprowadziła do długich okresów niskich cen hurtowych i zmniejszyła liczbę godzin pracy elektrowni konwencjonalnych. W takiej sytuacji koniecznym warunkiem istnienia prawidłowych sygnałów cenowych dla inwestycji w odpowiednie moce wytwórcze jest wzrost cen w szczytach, a inwestorzy powinni mieć pewność, że to nastąpi” |
– czytamy w dokumencie.
Komisja sądzi, że taka sytuacja nie musi koniecznie narażać odbiorców na podwyżki cen oraz ich zmienność. Receptą dla dostawców i producentów energii ma być dobrze funkcjonujący rynek długoterminowy, czyli hedging. Pozwoli uczestnikom rynku, także OZE, zamienić znaczącą część ryzyka na „dający się zaplanować i bezpieczny przychód”.
Dalej czytamy, że „kontrakty długoterminowe pozwolą zmniejszyć ryzyko, zwłaszcza dla kapitałochłonnych inwestycji w niskoemisyjne technologie i pozwolą przyciągnąć kapitał po rozsądnym koszcie". Jednocześnie Komisja przestrzega, że takie kontrakty muszą odpowiadać zasadom konkurencji i obiecuje tego rodzaju rozwiązanie promować.
Klasyczny hedging w energetyce jest stosowany od lat i Komisja musi o tym wiedzieć. Pomaga zabezpieczyć się przed wahaniami cen, ale nie spełni roli zachęty do inwestycji.
Jednak energetyka zna bardzo dobrze rodzaj kontraktu długoterminowego, który łączy się z hedgingiem. To tzw. kontrakt różnicowy, ostatnio zastosowany przez Brytyjczyków przy planowanej budowie elektrowni atomowej Hinkley Point.
Inwestor wylicza cenę prądu, przy której budowa elektrowni będzie mu się opłacać i umawia się z państwem, że gdy hurtowe ceny znajdą się poniżej tej kwoty, wówczas państwo dopłaci różnicę. Kontrakt dla Hinkley Point dostał zgodę Brukseli, jakkolwiek obwarowaną licznymi warunkami.
Kiedy Polska ruszy z budową elektrowni atomowej, to właśnie kontrakt różnicowy będzie najbardziej prawdopodobną konstrukcją umożliwiającą tę inwestycję.
Natomiast o mechanizmach wspierania mocy dokument wypowiada się bardzo nieprzychylnie: „dziś wiele krajów przewiduje brak w przyszłości wystarczających mocy w systemie. Żeby temu zapobiec, mają plany wprowadzenia mechanizmów wspierania mocy, które uruchamiają płatności za moc dostępną w systemie, a nie za dostarczony prąd.
Mechanizmy te będą co prawda dozwolone pod pewnymi warunkami, to jednak są kosztowne i zniekształcają rynek. Co więcej, mogą stać na przeszkodzie wygaszaniu szkodliwych dla środowiska subsydiów do paliw kopalnych. Mechanizmy wspierania mocy powinny usuwać rzeczywiste niedoskonałości rynku, a nie wspierać nieopłacalne bądź niezrównoważone wytwarzanie“.
Bruksela prawdopodobnie daje tym do zrozumienia, że jest gotowa zaakceptować kontrakty różnicowe. Tej ostatniej nazwy nie chce jednak użyć, bo zbyt mocno kojarzy się z energetyką atomową, przed propagowaniem których antagonistycznie są nastawione Niemcy i Austria.
Jednocześnie Komisja będzie blokować wspieranie elektrowni opalanych „paliwami kopalnymi“, zwłaszcza starych. Jeśli egzegeza ta jest trafna, to naszą energetykę czeka spory ból głowy.
Równocześnie, co było do przewidzenia, Komisja naciska na budowę łączników umożliwiających swobodny przepływ energii między krajami. Proponuje budowę wspólnych dla kilku krajów rynków bilansujących.
Wreszcie Komisja bardzo mocno podkreśla rolę inteligentnych sieci, inteligentnych liczników oraz efektywnego zarządzania popytem.
Dokument jest teraz w wewnętrznych konsultacjach Komisji. Zostanie opublikowany zapewne w okolicach 15 lipca. Potem rządy, firmy i organizacje będą mogły zgłaszać uwagi. Tych Bruksela nie musi uwzględnić, choć trzeba pamiętać, że część propozycji z modelu rynku może wymagać zmian w unijnym prawie.
DM
Artykuł jest skrótem oryginalnej treści autorstwa Rafała Zasunia, opublikowanej na łamach portalu www.wysokienapiecie.pl. Oryginalny, rozbity na dwie części artykuł, jest dostępny pod adresami wskazanymi w źródle.
Źródło:
· http://wysokienapiecie.pl/rynek/819-model-rynku-energii-wg-brukseli-cz-1
· http://wysokienapiecie.pl/rynek/820-model-rynku-energii-wg-brukseli-cz-2
Autor artykułu:
Planergia |
Planergia to zespół doświadczonych konsultantów i analityków posiadających duże doświadczenie w pozyskiwaniu finansowania ze środków pomocowych UE oraz opracowywaniu dokumentów strategicznych. Kilkaset projektów o wartości ponad 1,5 mld zł to nasza wizytówka.
Planergia to także dopracowane eko-kampanie, akcje edukacyjne i informacyjne, które planujemy, organizujemy, realizujemy i skutecznie promujemy.