Jesteśmy na ostatnim miejscu spośród wszystkich 28 krajów Unii Europejskiej realizujących cele klimatyczne. I wraz z Czechami, Węgrami i Estonią mówimy „nie” europejskiej neutralności dotyczącej emisji dwutlenku węgla do 2050 r. Polska w kwestii zmian klimatycznych jest na kontynencie maruderem i hamulcowym. Bo nasza chata z kraja?
Jesteśmy pod kreską w realizacji trzech głównych celów klimatycznych UE, zdefiniowanych do 2030 r. Co więcej, wraz z Czechami, Węgrami i Estonią nie dopuściliśmy do zapisania w dokumentach unijnych neutralności klimatycznej Wspólnoty do 2050 r.
Dlaczego Polska jest wielkim maruderem i hamulcowym walki z postępującymi zmianami klimatycznymi na naszej planecie, które naukowcy nazywają już wprost katastrofą klimatyczną?
Czy odczuwane przez nas letnie mordercze upały, susze pustoszące całe połacie kraju, praktycznie brak zim i opadów nie są wystarczającym powodem, żeby przejąć się tym, co się dzieje, a nie kurczowo trzymać się logiki w stylu „moja chata z kraja”?
O co nam chodzi?
To nie pomyłka. O to NAM chodzi, a nie jakiejś abstrakcyjnej nieco strukturze pod nazwą Komisja Europejska. NAM chodzi o zatrzymania zmian na planecie, bo to MY na niej żyjemy, nie nasze awatary.
A UE, głosami wszystkich tworzących ją krajów, powiedziała tak:
Dzisiaj możemy już powiedzieć, że w skali całej UE uda nam się ograniczyć emisję gazów cieplarnianych o planowe 40 proc. do 2030 r. Warto tu jednak zwrócić uwagę na określenie „w skali całej UE”. Oznacza ono bowiem, że różnie z tym jest w poszczególnych krajach członkowskich. Tak, dobrze myślicie – Polska jest w ogonie.
Prymusi i ci z oślej ławki
Na czele stawki państw UE, które najszybciej i najbardziej efektywnie zwiększają swoją efektywność energetyczną, są kraje tzw. starej Unii, czyli Francja, Włochy, Luksemburg, Holandia i Hiszpania. To one „ciągną” pozostałych co sprawia, że cała Wspólnota ma szansę osiągnąć założony cel. Polska niestety nie, bo wlecze się na końcu.
W raporcie CAN (Climate Action Network Europe, więcej o tej organizacji tutaj), opublikowanym w połowie 2018 r. czytamy, że w walce ze zmianami klimatycznymi Polska znalazła się na ostatnim miejscu.
Ranking ocenia zarówno rolę, jaką państwa członkowskie UE odgrywają w ustalaniu celów i polityk w zakresie klimatu i energii, jak i postępów poczynionych w redukcji emisji dwutlenku węgla oraz promowania energii odnawialnej i efektywności energetycznej w domu.
Pięć krajów UE, które uzyskały najwyższe oceny to Szwecja (77 proc. punktów), Portugalia (66 proc.), Francja (65 proc.), Holandia (58 proc.) i Luksemburg (56 proc.). Estonia (24 proc.), Irlandia (21 proc.) i Polska (16 proc.) są najniżej w rankingu CAN.
Co więcej, podczas szczytu Rady Europejskiej w połowie 2019 r. Polska z kilkoma krajami Grupy Wyszehradzkiej sprzeciwiła się wprowadzeniu do deklaracji podsumowującej spotkanie ważnego zapisu, związanego z walką ze zmianami klimatu.
Chodzi o to, że do 2050 r. unijna gospodarka miałaby przejść transformację w gospodarkę neutralną węglowo, a więc pochłaniać tyle dwutlenku węgla, ile wcześniej wyemituje. Polska i Czechy nie zgodziły się na taki taki zapis. Później dołączyły do nas Węgry i Estonia. Nie będzie zatem w końcowej deklaracji daty granicznej - 2050 r.
Przedstawiciele państw, które zablokowały ambicje innych krajów UE dotyczące celów klimatycznych, a w związku z tym intensywniejszą walkę z ze zmianami zachodzącymi na naszej planecie, mieli swoje argumenty.
Polski premier wyjaśniał (cytat za www.fakty.interia.pl): „Z Grupą Wyszehradzką i Estonią doprowadziliśmy do sytuacji, że w konkluzjach nie został ujęty ten rok 2050, a to przekładając na język praktyczny oznacza, że nie przyjęliśmy dodatkowych, jeszcze bardziej ambitnych celów klimatycznych, i zabezpieczyliśmy tym samym interesy polskich przedsiębiorców, obywateli, którzy ponosiliby ryzyko dodatkowego opodatkowania, dodatkowych kosztów. Nie mogliśmy się na to zgodzić”.
Było też o analizach, mechanizmach kompensacyjnych i kosztach transformacji gospodarek poszczególnych krajów UE sytuacji przełomowej transformacji energetycznej.
Nawet nie trzeba pytać, o co chodzi. Chodzi o pieniądze.
Ile to będzie kosztować?
Nietrudno się domyślić, że osiągnięcie celów klimatycznych Unii nie jest możliwe bez poważnych inwestycji, zarówno na szczeblu Wspólnoty, jak i w ramach poszczególnych krajów ją tworzących.
To są konkrety, które sprawiają, że UE nie podąża ku tym celom równym tempem. Spójrzmy więc na konkrety zapisane w unijnych dokumentach. Zacznijmy od inwestycji:
Poważne zmiany w świetle celów klimatycznych obejmą również system energetyczny, które też są związane z kosztami. A konkretnie:
Przeczytaj także: Jak to jest z tymi kopciuchami? Porządkujemy informacje
Maruderzy będą płacić
Zgodnie z unijnym prawem związanym z celami klimatycznymi, UE powinna osiągnąć w 2020 r. udział OZE w konsumpcji energii na poziomie 20 proc. Wszystko wskazuje na to, że 11 krajów Wspólnoty nie będzie mieć z tym problemu.
Opublikowany na początku 2019 r. raport unijnej agencji statystycznej Eurostat wskazuje, iż państwa te już w 2017 r. osiągnęły zakładane poziomy udziału energii odnawialnej w krajowych miksach energetycznych, zgodne z krajowymi celami na rok 2020. To Bułgaria, Czechy, Dania, Estonia, Chorwacja, Włochy, Litwa, Węgry, Rumunia, Finlandia oraz Szwecja. Około 1 pkt proc. do krajowego celu OZE na 2020 r. ma brakować Łotwie i Austrii.
Z danych Eurostatu wynika, że w 2017 r. udział energii odnawialnej w konsumpcji energii elektrycznej, cieplnej i w transporcie w Polsce wyniósł 10,9 proc. i był najniższy od kilku lat. Dla porównania, w 2016 r. wynosił - 11,3 proc., w 2015 r. - 11,7 proc., w 2015 r. - 11,5 proc.
Ministerstwo Energii potwierdziło, że krajowego celu OZE na 2020 r możemy nie wypełnić. Zaniedbania w tym obszarze mogą oznaczać dla Polski koszty liczone w miliardach złotych.
Dlaczego? Niewywiązanie się z krajowego celu OZE na 2020 r. może oznaczać dla nas konieczność uzupełniania braków zielonej energii m.in. poprzez tzw. transfery statystyczne, czyli zakupienie „wirtualnej” energii z OZE od państw, które w ramach swoich celów wypracowały nadwyżkę. To zaś oznacza wielkie koszty.
Ciepło z OZE ratunkiem?
Stowarzyszenie Producentów i Importerów Urządzeń Grzewczych (SPIUG) złożyło w Ministerstwie Energii założenia do Projektu Ustawy o cieple z OZE. Wejście w życie tej ustawy może zwiększyć szansę uchronienia Polski od płacenia de facto wysokich kar za poślizg w rozwoju zielonej energii.
Dokument powstał w oparciu o niemiecką „Das Erneuerbare-WärmeGesetz” (Ustawa o cieple z OZE), po uwzględnieniu polskich realiów i konsultacjach m.in. z niezależnymi ekspertami reprezentującymi wyższe uczelnie w Polsce. Badano przy tym możliwości tkwiące dotyczący zarówno w systemach ciepłowniczych, jak i w źródłach rozproszonych.
„W świetle zaleceń Komisji Europejskiej i realnym zagrożeniu wypełnienia przez Polskę zobowiązań co do udziału OZE w energetyce, warto rozpocząć poważne prace na tym aktem prawnym którego brakuje w ciepłownictwie w Polsce” – głosi oficjalny komunikat SPIUG.
Obecnie trwają prace nad strategią rozwoju ciepłownictwa w Polsce. Stowarzyszenie uważa, że nie należy traktować OZE wyłącznie jako źródeł wytwarzania energii elektrycznej. Ciepło to także energia, dzięki której szybciej można osiągnąć zakładane cele udziału OZE w bilansie energetyczny kraju, twierdzi SPIUG.
Być może więc rzutem na taśmę uda się Polsce, przynajmniej w przypadku OZE, wykonać decydujący skok. Pozostaje pytanie, co z resztą celów klimatycznych UE? Czas ucieka, a my nie uciekniemy od zmian, bo te już nas doganiają. Wymuszając zmianę myślenia i organizacji gospodarki i naszego indywidualnego życia.
Ewa Grochowska
Źródła:
Grafika:
![]() |
Autor artykułu:
Planergia |
Planergia to zespół doświadczonych konsultantów i analityków posiadających duże doświadczenie w pozyskiwaniu finansowania ze środków pomocowych UE oraz opracowywaniu dokumentów strategicznych. Kilkaset projektów o wartości ponad 1,5 mld zł to nasza wizytówka.
Planergia to także dopracowane eko-kampanie, akcje edukacyjne i informacyjne, które planujemy, organizujemy, realizujemy i skutecznie promujemy.